sobota, 11 lutego 2017

Rozdział 37: Kolejne kłopoty

   Clary nie zorientowała się nawet, że straciła przytomność. Gdy otworzyła oczy znajdowała się w części szpitalnej Instytutu. Jedno z jej pięknych skrzydeł leżało na dwóch kolejnych łóżkach usztywnione. Drugie zwisało bezwiednie po drugiej stronie. Wszystko ją bolało, nie mogła się choć w drobnym stopniu poruszyć, nie powodując bólu. Jednak zdobyła w sobie siły, by odwrócić głowę w stronę drzwi. Przeraziła się, gdy tuż przed twarzą zobaczyła twarz Jace' a.  Krzyknęła zaskoczona. Chłopak pochylił się bardziej i zdusił jej krzyk pocałunkiem. Clary zatopiła się w doznaniach. Jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz. Pomimo bólu, wyciągnęła rękę i włożyła ją w miękkie włosy Jace' a. Jej wargi, nie przyzwyczajone do tego rodzaju pieszczot, mrowiły delikatnie w miejscach, gdzie zostały muśnięte lub też przygryzione. Chłopak także włożył dłonie we włosy Clary. Pogłębili pocałunki. W brzuchu dziewczyny igrały motyle. Straciła kontakt z rzeczywistością. Wszystko inne oprócz ust Herondale' a, straciło znaczenie. Ten niewinny pocałunek przerodziłby się w coś więcej, gdyby Jace, pociągnięty przez Clary nie położył się na niej i spowodował, że każdy nabity siniak dał o sobie znać. Zwijając się z bólu, Clary oddychała nierówno. Blondyn usiadł natychmiast z powrotem na krzesełku obok łózka i jedną rękę włożył we włosy dziewczyny, a drugą złączył z jej. Nie słyszała zbytnio, co do niej mówi, ale rozróżniała słowo przepraszam i jestem tu. Kiedy już ból nie był taki mocny, ułożyła się wygodnie na łóżku i wtuliła w poduszkę.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała.

- A ty dlaczego się nie odsunęłaś? - Najwyraźniej chciał ją zirytować, jak zawsze.

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - odrzekła. - No więc?

- Nie wiem. Może dlatego, że jestem w tobie zabójczo zakochany? - powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie,

- Ty tak na poważnie? - Była naprawdę zdziwiona.

- Pierwszy raz przyznam, że tak. Od początku mi się podobałaś, ale wiesz, że jestem typem kobieciarza. Szczerze, myślałem, że z tobą będzie tak, jak z innymi, lecz się myliłem. Trochę czasu zajęło mi, nim zorientowałem się, że po raz pierwszy w życiu naprawdę się zakochałem. Nie wiedziałem wtedy, jak mam ci to powiedzieć. To nie było w moim stylu. A kiedy już chciałem ci to wyznać ... - przerwał. - Wtedy było już za późno.

Po policzkach Clary leciały łzy. Może i to, co powiedział Jace nie było jakoś szczególnie wzruszające, ale poruszył ją fakt, że się tak przed nią otworzył, co się nie zdarzało do tej pory. Nie mogła się opanować, płakała, jak małe dziecko. Może tu już nawet nie chodziło o samo wyznanie chłopaka? Może po prostu ostatnie wydarzenia ją tak przytłoczyły, że już nie dawała sobie rady? Nie zastanawiała się nawet nad tym. Nie zorientowała się nawet, że jest w objęciach Jace' a. Co dziwne, nic ją nie bolało. Wsłuchana w miarowe bicie serca blondyna, uspokajała się. Tak bardzo chciała, żeby wszystko nareszcie się ułożyło. Żeby mogła wieść życie Nocnego Łowcy wśród bliskich. Żeby wszystko w tym świcie nie było tak skomplikowane. Użalanie się nad sobą nie było do niej podobne, ale zwyczajnie nie wytrzymała. To wszystko powoli ją przytłaczało, aż nie wytrzymała i wylała z siebie, poprzez łzy, swoje negatywne emocje.

- Jak to teraz będzie? - spytała cicho.

- Nie mam pojęcia - odpowiedział głaskając ją delikatnie po włosach. - Wiem jedno. Już nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, a jeśli zawiodę, przysięgam, że zrobię sobie ogromną krzywdę.

- Nie wiem czemu, ale ostatnie stwierdzenie zabrzmiało dla mnie zabawnie - powiedziała śmiejąc się słabo.

Poczuła mocniejszy uścisk i muśnięcie warg na czole.

- Jak ja bardzo kocham twój śmiech rudzielcu - rzekł chowając swój nos w rudych lokach Clary.

- A może by tak milej? - spytała z przekąsem.

- A to było nie miłe? - zapytał urażony. - Przecież to określenie idealnie się zgrywa z twoimi pięknymi rudymi, niesamowicie pachnącymi włosami.

Dziewczyna nie za bardzo wiedziała, jak ma zareagować. Tak naprawdę w jej wnętrzu zagnieździło się cholernie przyjemne ciepło, które się rozprzestrzeniało do każdego skrawka ciała. Te wszystkie słowa były dla niej piękne. Nie sądziła, że Jace kiedykolwiek coś do niej poczuje. Zawsze jej dokuczał. Nawet, jak groziło jej niebezpieczeństwo potrafił powiedzieć coś, co potem gryzło jej umysł po nocach.

- Długo byłam nieprzytomna? - Chciała zmienić temat.

- Około dnia, nie jestem pewien - odpowiedział.

Dźwignęła się i siadła na łóżku. Chore skrzydło delikatnie położyła za sobą. Niewygodnie było mieć takiej wielkości część ciała, która musi być usztywniona, żeby kości się zrosły. Ból był już lekko mniejszy, do opanowania. Przetarła ręką twarz i spojrzała w oczy Herondale' a. Z początku myślała, że były jednolicie złote, lecz teraz dostrzegła bursztynowe plamki w okolicy źrenic. Pokręciła energicznie głową. Musiała się skupić.

- Działo się coś, gdy byłam nieprzytomna? - spytała unikając spojrzenia chłopaka.

- Oprócz twojego genialnego lądowania i wyjazdu Aleca to chyba nic - skwitował.

- Tsa, dzięki za przypomnienie - powiedziała z lekkim smutkiem. - Gdzie Alec wyjechał?

- Po Magnusa, żeby coś zaradził na to skrzydło. Nie było z nim kontaktu, więc mój braciszek udał się do Wenecji.

- Aha. - Nie chciała wnikać, po co czarownik tam pojechał.

Spróbowała wstać. Myślami wręcz błagała, żeby ból skrzydła zniknął. Zaczęła się zastanawiać, jak aniołowie mogą przebywać na Ziemi z takimi skrzydłami i wtedy stało się coś dziwnego. Poczuła ukłucie w łopatkach i jej skrzydła zaczęły się skracać, a tak naprawdę ,,chować" w plecach. Proces nie należał do przyjemnych. W którymś momencie Clary myślała, że zwymiotuje. Kręciło się jej w głowie i widziała podwójnie. Kiedy było po wszystkim, jedyny ślad, jaki został po skrzydłach, to dziury w jej koszuli i dwie małe blizny na łopatkach. Jace stał obok niej z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. O dziwo ból niemalże całkowicie zniknął. Nie zdążyli wyjść z pomieszczenie, gdy wbiegł do niego wściekły i skrajnie wycieńczony mężczyzna. Clary przyjrzała się mu dokładnie i po paru sekundach rozpoznała go. Zmroził ją strach. Wszystkie kolory odpłynęły z jej twarzy. Nie była w stanie zrobić choćby kroku. Tymczasem zgięty wpół Michał wyprostował się, wziął kilka oddechów i wyglądał zupełnie tak, jakby wcale chwilę temu niemal nie zemdlał ze zmęczenia. Podszedł sztywno do nich, ciągle patrząc na Clary. Jego oczy płonęły ogniem. Najwyraźniej tak się dzieje, kiedy anioł się rozwścieczy.

- Co ty sobie wyobrażasz?! - zawarczał.

Poirytowany Jace, najwyraźniej nie wiedząc, z kim ma do czynienia, zasłonił Clary swoim ciałem i powiedział zdecydowanie:

- Nie krzycz na nią.

- Lepiej zejdź mi z drogi dzieciaku. Nie jesteś wart nawet najmniejszej mojej uwagi. Widać też, że nie jesteś zbytnio inteligentny, jeżeli nie wiesz, kim jestem.

Blondyn spojrzał pytająco na Clary.

- To archanioł Michał - powiedziała drżącym głosem.

Archanioł był już tuż przy jej prawym ramieniu. Chwycił ją za bark i zaczął prowadzić do wyjścia. Dziewczyna próbowała się uwolnić, ale jego uścisk był za mocny. Gdy wyszli przed Instytut, zatrzymali się.

- Chyba ci mówiłem, że masz uważać przy lądowaniu.

- Ale skąd ... - Nie zdążyła dokończyć.

- Anioły czują, gdy jeden z nich jest ranny, zwłaszcza, że jestem twoim opiekunem.

- Przepraszam - szepnęła, nie wiedząc co powiedzieć.

- Musisz sobie narysować tą runę. - Wskazał na swoje ramię.

- Czemu ty tego nie możesz zrobić? - spytała.

- Anioły nie mogą sobie wzajemnie rysować run. Tracimy wtedy dużo energii, a ja nie zamierzam zostać na Ziemi ani chwili dłużej. Nie czas na to.

Nie mówiąc już nic, Clary przystąpiła do działania. Przyjmując od Michała stelę, przycisnęła ją do lewego przedramienia. Uważnie przyglądając się runie, starała się idealnie ją odwzorować. Kończąc, Jace, wybiegając z Instytutu, wpadł na nią, przez co stela zrobiła małą pętelkę, której w ogóle nie powinno być. Poddenerwowana Clary uniosła stelę i spojrzała w panice na Michała. Nie pocieszył ją fakt, że jego mina była zapewne podobna do jej. Ta runa coś znaczyła. Czuła to. Jednak nic się nie działo.

- Michale, jaką runę właśnie narysowałam? - Nie wiedziała, czy chce słyszeć odpowiedź.

- Runa Teleportacji, ale nie byle jaka - przerwał. - Za chwilę znajdziesz się w Piekle.

Te słowa zmroziły Clary krew w żyłach. Spojrzała na Jace' a. Nie mogła uwierzyć w to, że znowu wszystko traci. Czemu akurat ona musiała mieć takie ,,szczęście" w życiu? Blondyn miał wypisany na twarzy strach i ogromne poczucie winy. Bała się teraz nie tylko o siebie. Wiedziała, że Jace zrobi coś głupiego. Zaczęła panikować. Ręce jej się trzęsły, serce przyspieszyło, a ręce non stop jej się pociły. Wycierała je drżącymi rękami o spodnie.

- Niech Razjel nad tobą czuwa - powiedział cicho Michał.

- Clary znajdę sposób, żeby się do ciebie dostać. Nie zostawię cię samej - wydusił Jace.

Dziwiąc się samej sobie, dziewczyna momentalnie się opanowała, mimo że w środku trzęsła się ze strachu. Tak daleko zaszła. Nie mogła teraz się poddać.

- Dam sobie radę - oznajmiła stanowczo po czym zniknęła.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I jest. Nie mam chyba nic do powiedzenia. Rozdział miał być wcześniej, ale nie wyszło. Mam nadzieję, że źli bardzo nie jesteście na mnie. Jak zawsze czekam niecierpliwie na Wasze opinie i porady. Pozdrawiam ♥