poniedziałek, 19 marca 2018

piątek, 30 czerwca 2017

Rozdział 38: Zejście do Piekieł

   Wylądowała na twardej, wyschniętej na popiół ziemi. Kręciło się jej w głowie i było niedobrze, zapewne przez teleportację. Upadłszy na kolana spróbowała opanować mdłości i skupić wzrok. Powietrze było suche i upalne. Czuła się, jakby płonęły jej płuca. Dodatkowo z popękanej ziemi unosiły się przy każdym ruchu dziewczyny kłęby czerwonego pyłu, który drażnił oczy i gardło. Spróbowała powoli wstać, mając materiał bluzki przy ustach, żeby nie wdychać pyłu. Nie mogła brać głębokich oddechów, ponieważ powietrze było za gorące. Rozejrzała się. Otaczała ją pustynia. Gleba była jedynie popękaną skorupą. Słońce było nienaturalnie czerwone, dając poświatę w takim samym kolorze. Ruszyła przed siebie, nie wiedząc, gdzie zmierza. Po czerwonym niebie przelatywały co jakiś czas demony, jednak  żaden nie zwrócił na nią zbytniej uwagi, co ją zdziwiło. Gorączkowo myślała, jak ma się stąd wydostać. Zaczęła żałować swoich słów, które powiedziała na Ziemi. Wątpiła, że da sobie radę, zwłaszcza, że nie wiedziała, gdzie się znajduje i jak daleko jest od jakiegoś miasta, jeśli w ogóle tutaj są. Szła dalej przed siebie i z każdym krokiem traciła nadzieje na wyjście stąd cało.

***

   Tymczasem przed drzwiami Instytutu odgrywała się zażarta kłótnia pomiędzy archaniołem Michałem, Jace' em i resztą mieszkańców Instytutu. 

- Musimy coś zrobić! Nie możemy pozwolić by została w Piekle! - wrzeszczał Jace. 

- Nie rozumiesz, że w tej chwili nic nie możemy zrobić? - odrzekł Michał. 

- Musi być jakiś sposób - powiedział już spokojniej. - To wszystko moja wina. Gdybym w nią nie wbiegł. Gdybym bardziej uważał... 

- Jace, nie możesz się obwiniać. To był wypadek - próbowała go uspokoić Isabelle. 

Zapadła cisza. Wszyscy pogrążyli się w zadumie. Nawet Michał pomimo zwykle kamiennej twarzy, teraz wydawał się przejęty sytuacją. Zaczął wiać lekki i ciepły wiatr. Słońce przyjemnie grzało skórę. Mijały minuty. Nikt jak dotąd nie przerwał ciszy. Jedynie Herondale usiadł na trawie i westchnął cicho, biorąc do ręki źdźbło trawy. Kiedy każdy już prawie pogodził się z faktem, że wyjścia z tej sytuacji rzeczywiście nie ma, Jace zerwał się na równe nogi i powiedział: 

- A Królowa Jasnego Dworu? 

- Co z nią? - spytał Alec. 

- Potrafiłaby nas wprowadzić do Piekła. Przynajmniej tak słyszałem. 

- No nie wiem, faerie są bardzo podstępne - wahał się Lightwood. 

- To chyba jedyne wyjście - odrzekł archanioł. - Ewentualnie teleportacja przez portal lub skorzystanie z usług czarownika. 

- Znam jednego - stwierdził od razu Alec. 

Wszyscy natychmiast się na niego spojrzeli. Chłopak zarumienił się lekko. 

- A no tak... - zaczęła Isabelle. - Przecież ty kręcisz z Bane' em. 

Chłopak jeszcze bardziej się zarumienił i lekko skinął głową. Miał szczęście, że w tamtej chwili nie było z nim jego rodziców, ponieważ oni nie wiedzą, że Alec jest gejem. Lightwood nie powiedział im to powiedzieć z powodu lęku przed brakiem akceptacji. Bał się też, że przez to ich w jakiś sposób zawiedzie. Jedyną osobą, która o tym wiedziała, to Isabelle. Jace z niedowierzaniem spojrzał na parabatai. 

- Alec? Czemu ukrywałeś przede mną taką informację? 

- Wybacz Jace, ale sam rozumiesz. Nie wiedziałem jak zareagujesz - usprawiedliwiał się. 

- Nie czas teraz na to - upomniał Michał. - Musimy zdecydować się na którąś z opcji. 

- Proponuję udać się do Magnusa - powiedział Jace. - To chyba najlepsze wyjście.

Po chwili namysłu wszyscy przytaknęli i ruszyli od razu w kierunku Brooklynu. Pierwszy szedł Alec wraz z Jace' em, a za nimi Isabelle i Michał. Przez całą drogę panowała między nimi cisza. Stojąc przed mieszkaniem czarownika, Alec podszedł do drzwi i przycisnął guzik od domofonu. Słuchając jednostajnego dźwięku, wydawanego przez urządzenie, wszyscy nadal byli milczący. Po około minucie odezwał się Magnus:

- Halo? Kto mówi? - Głos miał niewyraźny, jakby dopiero wstał z łóżka.

- Tutaj Alec i ... - zaczął Lightwood, ale przerwał mu Bane.

- Och to ty - powiedział rozweselonym głosem. - Wejdź do środka mój błyszczący diamenciku.

Cisza, która do tej pory panowała, została zażegnana przez śmiech Jace' a i Isabelle. Nawet archanioł Michał uśmiechnął się pod nosem. Alec spalił buraka. Drzwi lekko się zatrzęsły i zaskrzypiały, po czym się lekko uchyliły. Chłopak chwycił za klamkę i otworzył je szerzej. Jace podszedł do parabatai i lekko chwycił go za ramię ocierając łzy wywołane śmiechem.

- Nie przejmuj się. To wcale nie było takie zabawne i poniżające. - Widząc minę przyjaciela sprostował nadal się lekko uśmiechając. - No może trochę.

Przemierzając ogromny dom czarownika, Alecowi wrócił normalny kolor skóry i nawet się lekko rozchmurzył. Michał rozglądał się dookoła ze zmrużonymi oczami, jakby zaraz miało się na niego coś rzucić. Cały był spięty i nachmurzony. To on najdłużej protestował, żeby tutaj przychodzić. Alec prowadzi całą grupę do salony, gdzie zwykle spotyka się z Magnusem. Wchodząc do środka zauważają czarownika, który układa sobie włosy.

- Nie chciało mi się przebierać. Jednak sądzę, że tobie to nie będzie przeszka... - przerwał widząc, że Alec nie przyszedł sam.

Czarownik lekko się speszył, co zauważył wyłącznie Lightwood. Pstryknął palcami i jego szlafrok zmienił się w elegancki, błyszczący garnitur. Podszedł do fotela usiadł i spojrzał na swoich gości badawczym wzrokiem, zatrzymując go trochę dłużej na Michale.

- Usiądźcie proszę - powiedział Bane wykonując ręką nieokreślony ruch w powietrzu. Zaczekał, aż wykonają prośbę, po czym mówił dalej: - Co was do mnie sprowadza?

- Chcielibyśmy, abyś swoją magią przeniósł nas do Piekła, albo stworzył jakiś portal do niego - powiedział Jace.

Czarownik popatrzył na niego, jak na skończonego idiotę. Potem zamyślił się chwilę, potarł lekki, jednodniowy zarost i rzekł:

- Przykro mi, ale takiej ilości osób nie jestem w stanie przenieść. Nawet nie chcę pytać skąd przyszedł wam do głowy tak kretyński pomysł. To wyprawa gwarantująca bolesną śmierć.

- Jak to nie jesteś w stanie?! - oburzył się blondyn. - Uważasz się za Wysokiego Czarownika Brooklynu, a nie możesz otworzyć zwykłego portalu?

- Zamilcz, jeśli ci życie miłe Herondale. Nie jesteś czarownikiem i nie wiesz ile mocy potrzeba, żeby wykonać coś takiego.

- To co w takim razie proponujesz? - wtrąciła się Isabelle.

- Portale, które by was przeniosły do Piekła są według mnie zbyt daleko. To tylko strata czasu. Proponowałbym udanie się do Jasnego Dworu.

Wszyscy zamilkli rozważając słowa Magnusa. Nikomu się nie podobał ten pomysł. Faerie potrafią przechytrzyć nawet osoby, które wiedzą, co potrafią te stworzenia i są w tych sprawach doświadczone. Jace wiedział, że nie wytrzyma ani dnia więcej ze świadomością, że Clary jest sama w Piekle. Postanowił, że choćby miał iść sam, to pójdzie i pomoże jej się stamtąd wydostać.

- Nie wiem, jak wy, ale ja w to wchodzę - powiedział.

- Nie zostawię cię samego, a wiem, że jak coś postanowisz to nie da się wybić ci tego z głowy - stwierdził Alec.

- Nie przegapię okazji, żeby zwiedzić Piekło - zaśmiała się złowieszczo Isabelle.

- Nie wierzę, że to mówię, ale idę z wami - rzekł posępnie Michał.

- No to na co jeszcze czekamy? Idźmy - ponagla Jace.

Pożegnawszy się z Magnusem, Nocni Łowcy wraz z archaniołem poszli do Królowej Jasnego Dworu.

***

   Clary dotarła do miasta. Wyglądało nienaturalnie na tle wszechobecnego pustkowia. Niepewnie wkraczając w główną ulicę spostrzegła, że dookoła nie ma żywej duszy. Nikt nie przechadza się chodnikiem, jak to bywa w większości ziemskich miast. Okna budynków są pozabijane deskami. Niektóre drzwi są połamane i spróchniałe. Domyśla się, że to miejsce jest niezamieszkane, a przynajmniej ma taką nadzieję. Mijając kolejne ruiny dawnych domów i sklepów, Clary postanawia, że zatrzyma się tutaj, aby odpocząć. Coraz bardziej doskwiera jej głód i pragnienie. Weszła najciszej, jak potrafiła do kamienicy obok siebie. Przypomniała sobie, że ma swoją stelę w kieszeni, więc ją wyciągnęła i narysowała sobie kilka przydatnych run. Wnętrze budynku nie wyglądało lepiej niż front. w każdym pomieszczeniu podłoga była pokryta grubą warstwą kurzu i niekiedy popękana. Meble były w większości połamane i poprzewracane. Tapety na ścianach wyblakły już dawno temu. Clary wzdrygnęła się lekko. Jest tu upiornie. Mimo to nie może wybrzydzać, musi się gdzieś przespać chociaż parę godzin. Na dole nigdzie nie znalazła pomieszczenia z łóżkiem, dlatego wchodzi na górę. Przypuszcza, że gdyby nie runy, zapewne każdy schodek by skrzypiał pod ciężarem jej ciała. Na górze są tylko dwa pokoje. Weszła do tego po lewej stronie. Zdziwiła się, widząc schludne, wyglądające na nowe biurko oraz szafę. Podłoga była wręcz błyszcząca. Instynkt podpowiada jej, żeby stąd jak najszybciej uciekać, zanim wróci osoba, która tu mieszka, bo nie uwierzyłaby, że nikt tu nie mieszka. Odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia, ale drogę zastąpił jej wysoki mężczyzna. Clary wypuściła cicho powietrze, nie zdając sobie sprawy, że do tej pory je wstrzymywała. Chyba pomyliła się, co do wieku osoby przed sobą. To nie jest mężczyzna, to chłopak, który może nawet jest w jej wieku, chyba że to tylko zmyłka demona. Demon uśmiechnął się, pokazując rząd śnieżnobiałych oraz prostych zębów.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - spytał wesoło.




 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć wszystkim, którzy to czytają. Wiem, że mnie długo nie było. Z racji, że są już wakacje, sądzę, że będę miała więcej czasu na bloga. No chyba, że wena da w łeb, ale może nie. Pozdrawiam tych, którzy wytrwali te miesiące nieobecności. ♥





 

sobota, 11 lutego 2017

Rozdział 37: Kolejne kłopoty

   Clary nie zorientowała się nawet, że straciła przytomność. Gdy otworzyła oczy znajdowała się w części szpitalnej Instytutu. Jedno z jej pięknych skrzydeł leżało na dwóch kolejnych łóżkach usztywnione. Drugie zwisało bezwiednie po drugiej stronie. Wszystko ją bolało, nie mogła się choć w drobnym stopniu poruszyć, nie powodując bólu. Jednak zdobyła w sobie siły, by odwrócić głowę w stronę drzwi. Przeraziła się, gdy tuż przed twarzą zobaczyła twarz Jace' a.  Krzyknęła zaskoczona. Chłopak pochylił się bardziej i zdusił jej krzyk pocałunkiem. Clary zatopiła się w doznaniach. Jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz. Pomimo bólu, wyciągnęła rękę i włożyła ją w miękkie włosy Jace' a. Jej wargi, nie przyzwyczajone do tego rodzaju pieszczot, mrowiły delikatnie w miejscach, gdzie zostały muśnięte lub też przygryzione. Chłopak także włożył dłonie we włosy Clary. Pogłębili pocałunki. W brzuchu dziewczyny igrały motyle. Straciła kontakt z rzeczywistością. Wszystko inne oprócz ust Herondale' a, straciło znaczenie. Ten niewinny pocałunek przerodziłby się w coś więcej, gdyby Jace, pociągnięty przez Clary nie położył się na niej i spowodował, że każdy nabity siniak dał o sobie znać. Zwijając się z bólu, Clary oddychała nierówno. Blondyn usiadł natychmiast z powrotem na krzesełku obok łózka i jedną rękę włożył we włosy dziewczyny, a drugą złączył z jej. Nie słyszała zbytnio, co do niej mówi, ale rozróżniała słowo przepraszam i jestem tu. Kiedy już ból nie był taki mocny, ułożyła się wygodnie na łóżku i wtuliła w poduszkę.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała.

- A ty dlaczego się nie odsunęłaś? - Najwyraźniej chciał ją zirytować, jak zawsze.

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - odrzekła. - No więc?

- Nie wiem. Może dlatego, że jestem w tobie zabójczo zakochany? - powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie,

- Ty tak na poważnie? - Była naprawdę zdziwiona.

- Pierwszy raz przyznam, że tak. Od początku mi się podobałaś, ale wiesz, że jestem typem kobieciarza. Szczerze, myślałem, że z tobą będzie tak, jak z innymi, lecz się myliłem. Trochę czasu zajęło mi, nim zorientowałem się, że po raz pierwszy w życiu naprawdę się zakochałem. Nie wiedziałem wtedy, jak mam ci to powiedzieć. To nie było w moim stylu. A kiedy już chciałem ci to wyznać ... - przerwał. - Wtedy było już za późno.

Po policzkach Clary leciały łzy. Może i to, co powiedział Jace nie było jakoś szczególnie wzruszające, ale poruszył ją fakt, że się tak przed nią otworzył, co się nie zdarzało do tej pory. Nie mogła się opanować, płakała, jak małe dziecko. Może tu już nawet nie chodziło o samo wyznanie chłopaka? Może po prostu ostatnie wydarzenia ją tak przytłoczyły, że już nie dawała sobie rady? Nie zastanawiała się nawet nad tym. Nie zorientowała się nawet, że jest w objęciach Jace' a. Co dziwne, nic ją nie bolało. Wsłuchana w miarowe bicie serca blondyna, uspokajała się. Tak bardzo chciała, żeby wszystko nareszcie się ułożyło. Żeby mogła wieść życie Nocnego Łowcy wśród bliskich. Żeby wszystko w tym świcie nie było tak skomplikowane. Użalanie się nad sobą nie było do niej podobne, ale zwyczajnie nie wytrzymała. To wszystko powoli ją przytłaczało, aż nie wytrzymała i wylała z siebie, poprzez łzy, swoje negatywne emocje.

- Jak to teraz będzie? - spytała cicho.

- Nie mam pojęcia - odpowiedział głaskając ją delikatnie po włosach. - Wiem jedno. Już nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, a jeśli zawiodę, przysięgam, że zrobię sobie ogromną krzywdę.

- Nie wiem czemu, ale ostatnie stwierdzenie zabrzmiało dla mnie zabawnie - powiedziała śmiejąc się słabo.

Poczuła mocniejszy uścisk i muśnięcie warg na czole.

- Jak ja bardzo kocham twój śmiech rudzielcu - rzekł chowając swój nos w rudych lokach Clary.

- A może by tak milej? - spytała z przekąsem.

- A to było nie miłe? - zapytał urażony. - Przecież to określenie idealnie się zgrywa z twoimi pięknymi rudymi, niesamowicie pachnącymi włosami.

Dziewczyna nie za bardzo wiedziała, jak ma zareagować. Tak naprawdę w jej wnętrzu zagnieździło się cholernie przyjemne ciepło, które się rozprzestrzeniało do każdego skrawka ciała. Te wszystkie słowa były dla niej piękne. Nie sądziła, że Jace kiedykolwiek coś do niej poczuje. Zawsze jej dokuczał. Nawet, jak groziło jej niebezpieczeństwo potrafił powiedzieć coś, co potem gryzło jej umysł po nocach.

- Długo byłam nieprzytomna? - Chciała zmienić temat.

- Około dnia, nie jestem pewien - odpowiedział.

Dźwignęła się i siadła na łóżku. Chore skrzydło delikatnie położyła za sobą. Niewygodnie było mieć takiej wielkości część ciała, która musi być usztywniona, żeby kości się zrosły. Ból był już lekko mniejszy, do opanowania. Przetarła ręką twarz i spojrzała w oczy Herondale' a. Z początku myślała, że były jednolicie złote, lecz teraz dostrzegła bursztynowe plamki w okolicy źrenic. Pokręciła energicznie głową. Musiała się skupić.

- Działo się coś, gdy byłam nieprzytomna? - spytała unikając spojrzenia chłopaka.

- Oprócz twojego genialnego lądowania i wyjazdu Aleca to chyba nic - skwitował.

- Tsa, dzięki za przypomnienie - powiedziała z lekkim smutkiem. - Gdzie Alec wyjechał?

- Po Magnusa, żeby coś zaradził na to skrzydło. Nie było z nim kontaktu, więc mój braciszek udał się do Wenecji.

- Aha. - Nie chciała wnikać, po co czarownik tam pojechał.

Spróbowała wstać. Myślami wręcz błagała, żeby ból skrzydła zniknął. Zaczęła się zastanawiać, jak aniołowie mogą przebywać na Ziemi z takimi skrzydłami i wtedy stało się coś dziwnego. Poczuła ukłucie w łopatkach i jej skrzydła zaczęły się skracać, a tak naprawdę ,,chować" w plecach. Proces nie należał do przyjemnych. W którymś momencie Clary myślała, że zwymiotuje. Kręciło się jej w głowie i widziała podwójnie. Kiedy było po wszystkim, jedyny ślad, jaki został po skrzydłach, to dziury w jej koszuli i dwie małe blizny na łopatkach. Jace stał obok niej z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. O dziwo ból niemalże całkowicie zniknął. Nie zdążyli wyjść z pomieszczenie, gdy wbiegł do niego wściekły i skrajnie wycieńczony mężczyzna. Clary przyjrzała się mu dokładnie i po paru sekundach rozpoznała go. Zmroził ją strach. Wszystkie kolory odpłynęły z jej twarzy. Nie była w stanie zrobić choćby kroku. Tymczasem zgięty wpół Michał wyprostował się, wziął kilka oddechów i wyglądał zupełnie tak, jakby wcale chwilę temu niemal nie zemdlał ze zmęczenia. Podszedł sztywno do nich, ciągle patrząc na Clary. Jego oczy płonęły ogniem. Najwyraźniej tak się dzieje, kiedy anioł się rozwścieczy.

- Co ty sobie wyobrażasz?! - zawarczał.

Poirytowany Jace, najwyraźniej nie wiedząc, z kim ma do czynienia, zasłonił Clary swoim ciałem i powiedział zdecydowanie:

- Nie krzycz na nią.

- Lepiej zejdź mi z drogi dzieciaku. Nie jesteś wart nawet najmniejszej mojej uwagi. Widać też, że nie jesteś zbytnio inteligentny, jeżeli nie wiesz, kim jestem.

Blondyn spojrzał pytająco na Clary.

- To archanioł Michał - powiedziała drżącym głosem.

Archanioł był już tuż przy jej prawym ramieniu. Chwycił ją za bark i zaczął prowadzić do wyjścia. Dziewczyna próbowała się uwolnić, ale jego uścisk był za mocny. Gdy wyszli przed Instytut, zatrzymali się.

- Chyba ci mówiłem, że masz uważać przy lądowaniu.

- Ale skąd ... - Nie zdążyła dokończyć.

- Anioły czują, gdy jeden z nich jest ranny, zwłaszcza, że jestem twoim opiekunem.

- Przepraszam - szepnęła, nie wiedząc co powiedzieć.

- Musisz sobie narysować tą runę. - Wskazał na swoje ramię.

- Czemu ty tego nie możesz zrobić? - spytała.

- Anioły nie mogą sobie wzajemnie rysować run. Tracimy wtedy dużo energii, a ja nie zamierzam zostać na Ziemi ani chwili dłużej. Nie czas na to.

Nie mówiąc już nic, Clary przystąpiła do działania. Przyjmując od Michała stelę, przycisnęła ją do lewego przedramienia. Uważnie przyglądając się runie, starała się idealnie ją odwzorować. Kończąc, Jace, wybiegając z Instytutu, wpadł na nią, przez co stela zrobiła małą pętelkę, której w ogóle nie powinno być. Poddenerwowana Clary uniosła stelę i spojrzała w panice na Michała. Nie pocieszył ją fakt, że jego mina była zapewne podobna do jej. Ta runa coś znaczyła. Czuła to. Jednak nic się nie działo.

- Michale, jaką runę właśnie narysowałam? - Nie wiedziała, czy chce słyszeć odpowiedź.

- Runa Teleportacji, ale nie byle jaka - przerwał. - Za chwilę znajdziesz się w Piekle.

Te słowa zmroziły Clary krew w żyłach. Spojrzała na Jace' a. Nie mogła uwierzyć w to, że znowu wszystko traci. Czemu akurat ona musiała mieć takie ,,szczęście" w życiu? Blondyn miał wypisany na twarzy strach i ogromne poczucie winy. Bała się teraz nie tylko o siebie. Wiedziała, że Jace zrobi coś głupiego. Zaczęła panikować. Ręce jej się trzęsły, serce przyspieszyło, a ręce non stop jej się pociły. Wycierała je drżącymi rękami o spodnie.

- Niech Razjel nad tobą czuwa - powiedział cicho Michał.

- Clary znajdę sposób, żeby się do ciebie dostać. Nie zostawię cię samej - wydusił Jace.

Dziwiąc się samej sobie, dziewczyna momentalnie się opanowała, mimo że w środku trzęsła się ze strachu. Tak daleko zaszła. Nie mogła teraz się poddać.

- Dam sobie radę - oznajmiła stanowczo po czym zniknęła.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I jest. Nie mam chyba nic do powiedzenia. Rozdział miał być wcześniej, ale nie wyszło. Mam nadzieję, że źli bardzo nie jesteście na mnie. Jak zawsze czekam niecierpliwie na Wasze opinie i porady. Pozdrawiam ♥

niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 36: Powrót z wielkim... hukiem

   Clary wracała wykończona do domu. Trenowała pięć dni w tygodniu. Opanowała już trochę sztukę latania. Michał twierdził, że musi dużo i intensywnie trenować ze względu na rozpoczynającą się wojnę. Dziewczyna nawet nie miała czasu, żeby myśleć o czymkolwiek. Kiedy już była w domu to od razu brała szybką kąpiel, jadła coś i kładła się spać. Niestety wizyty na Ziemi stały się niemal niemożliwe. Podobno było to zbyt ryzykowane, ponieważ demony mogły ją zaatakować nawet w postaci ducha. Archanioł obiecał jej jednak, że jutro pozwoli jej na krótki pobyt na Ziemi i to w dodatku w normalnej formie. Clary była tą informacją zachwycona, ale zbyt zmęczona, żeby to okazać w jakiś sposób.

- Powrót na Ziemię będzie twoim kolejnym treningiem - oznajmił Michał.

- A mianowicie - odparła znudzona.

- Musisz nauczyć się latać na nieco dłuższe dystanse i potrafić lądować.

- Ale dobrze wiesz, że lądowanie idzie mi najgorzej - zajęczała.

- Właśnie dlatego musisz to często ćwiczyć.

- Dobrze, niech będzie. To do jutra?

- Przyjdę po ciebie z samego rana - powiedział i odleciał.


***


   W Instytutach na całym świecie trwały przygotowania do walki z demonami. Clave zostało już dawno poinformowane o zaistniałych sytuacjach. Z Idrisu masowo przybywali Nocni Łowcy. Jak nigdy Instytut w Nowym Jorku był niemalże przepełniony. Wszystkie pokoje były zajęte. Jace wraz ze swoim rodzeństwem codziennie z rana trenowali w sali, póki nie została zajęta przez innych. Żelazne Siostry miały pełne ręce roboty. Ataki demonów przybierały na sile. Z dnia na dzień umierało coraz więcej ludzi. Jace leżąc w pokoju myślał o tym, kiedy znowu pojawi się Clary. Bardzo za nią tęsknił, ale był jednocześnie szczęśliwy, że jest bezpieczna. Zbliżała się pora obiadu. Chłopak niechętnie wstał z łóżka i wyszedł z pokoju, Idąc korytarzem minął co najmniej pięć osób. Nie mógł się przyzwyczaić do takiej liczby osób w tym miejscu. Chcąc odizolować się chodź trochę od tego zgiełku, wyszedł przed budynek. Tak, jak przypuszczał, nikogo nie było w pobliżu. Zszedł parę schodków i siadł na przedostatnim. Obserwował otoczenie w oczekiwaniu na obiad. Nie było właściwie na co patrzeć. W tej okolicy mało co się dzieje, chyba że jakiś demon się tutaj zacznie panoszyć. Jedyne obiekty, które teraz były w ruchu to dwa kocury, które prowadziły zażartą walkę. Z braku innego zajęcia, Jace przyglądał się tej potyczce. W sumie lubił koty, mimo że Church, rasowy pers mieszkający w Instytucie, był zwykle nieznośny, ale to chyba już taka natura tej rasy. Z zamyślenia wyrwał go świst nad jego głową. Uniósł ją i dostrzegł niewielki punkt wysoko na niebie. Zdziwił się, że usłyszał świst skrzydeł jakiegoś ptaka z tak daleka. Chwilę później przypomniał sobie, że narysował sobie taką runę, żeby podsłuchać narady, która odbyła się w bibliotece. W miarę, jak ptak zniżał lot nabierał jakiś dziwny kształt. Jace narysował sobie pospiesznie odpowiednią runę i wytężył wzrok. Na początku w oczy rzuciły mu się niesamowite błękitne skrzydła.

- Czy to anioł? - zapytał zdziwiony samego siebie.

Z czasem rozróżniał coraz więcej szczegółów. Rude, gęste i falowane włosy, drobną postać kobiety, a także kompletnie biały ubiór. Doskonale pamiętał wszystko co teraz zobaczył. Wiedział, kto leci w jego kierunku. Mimo to ta informacja wydawała mu się nieprawdopodobna. Anioł, a raczej Clary zbliżała się do Instytutu. W odpowiedniej odległości od ziemi, zaczęła zwalniać. Modliła się w duchu, aby to lądowanie się udało. Sądząc, że już wystarczająco zwolniła, będąc zaledwie trzy metry od ziemi, zgięła nogi i przygotowała się na to, co nastąpi. Pomyliła się jednak. Zamiast płynnie wylądować na miękkiej trawie, siła rozpędu sprawiła, że lewa noga się jej podwinęła. Najpierw poczuła ostry ból w kostce. Miała przeczucie, że jest przynajmniej skręcona, jeśli nie złamana. Zaraz po tym przekoziołkowała kilka razy, obijając się przy tym tak mocno, że aż brakło jej niekiedy tchu. Kiedy się zatrzymała, całe jej ciało krzyczało z bólu. Leżąc na wznak niewiele mogła zobaczyć, jedynie błękit nieba. Bała się ruszać głową, aby nie spowodować większego bólu. Nie wiedziała, jak bardzo jest poobijana, a nawet gorzej. Jace widząc to, co się stało, stał chwilę osłupiały. Gdy się otrząsnął natychmiast podbiegł do Clary. Leżała na plecach, lewa noga była wygięta pod nienaturalnym kątem, z prawego skrzydła ciekła szkarłatna krew. ubranie było pobrudzone i gdzieniegdzie podarte. Nie wiedział, jak prezentuje się reszta, ale domyślił się, że rudowłosa nabiła sobie też mnóstwo siniaków. Pośpiesznie wyciągnął stelę i narysował na jej ramieniu Iratze. Nic się nie działo, prócz zniknięcia kilku siniaków. Chciał spróbować jeszcze raz, ale Clary mu przerwała.

- Takie runy nie podziałają. Po przemianie na takie rany pomogą jedynie runy, które są bardzo silne. Niestety znają je tylko aniołowie, a ja nie jestem prawdziwym aniołem - powiedziała krzywiąc się z bólu.

- To co mam zrobić? - spytał chłopak.

- Zaraz, jak ja teraz wrócę do Nieba?! - wykrzyczała przerażona.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nowy rozdział napisany. Dziękuję Wam za takie miłe i motywujące słowa. Jak zawsze liczę na opinie i po raz kolejny pozdrawiam serdecznie.  ♥


Clary leci i się wywraca, łamie skrzydło, nie może wrócić do Nieba. 

niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział 35: Początki wojny

   Widząc biel doskonale wiedziała, gdzie się znajduje. Tak szybko zleciał jej czas na Ziemi. Nie wiedziała która jest godzina. Nadal nie mogła przystosować się do tej ciągłej jasności. Okazało się, że jest późny wieczór. Archanioł nie pojawił się w jej domu. Po paru minutach czekania, postanowiła położyć się i odpocząć. Nie wiedziała nawet, jak bardzo była zmęczona. Jednak mimo ogromnego zmęczenia nie mogła zasnąć. Po jakimś czasie usłyszała huk w kuchni. Niewiele myśląc poszła tam, myśląc, że to Michał. Rzeczywistość okazała się inna. Wchodząc do pomieszczenia, Clary przeżyła szok. Stała przez dłuższą chwilę, jak wmurowana. Na krześle przy stole siedział sobie, jakby nigdy nic jakiś demon. Nie należał on do demonów niskiej rangi, można to było stwierdzić od razu. Dziewczyna nie miała pojęcia, co tutaj robił, jak się dostał do Nieba i czemu akurat do niej się najpierw udał, a przynajmniej myślała, że ona pierwsza zastała w domu demona. Kreatura wyglądała niemalże, jak zwykły człowiek. Z tym tylko wyjątkiem, że miała czarne oczy przepełnione nienawiścią oraz widoczną gdzieniegdzie sieć równie ciemnych żył. Demon wstał i zbliżył się nieco do Clary. Ubrany był niczym biznesmen. Czarny garnitur opinał się nieco na jego szerokich ramionach. Włosy były w artystycznym nieładzie. Pomijając fakt, że przybył z Piekła, prezentował się wspaniale. Rudowłosa ze zdziwieniem stwierdziła, że jest nawet przystojny. Nie wiedziała czemu w takiej sytuacji pomyślała akurat o tym. Przyglądała się demonowi, czekając na rozwój wydarzeń. Nie zamierzała zaczynać rozmowy. Jej gość również nie spieszył się z tym. Znowu zbliżył się o parę kroków, intensywnie przyglądając jej się. Clary powoli zaczynała czuć niepokój. Dziwiło ją, że nie pojawił się jeszcze Michał, czy jakiś inny anioł. Czy anioły nie wyczuwają obecności demonów? Miała przeczucia, że stało się coś złego. Jej myśli przerwał melodyjny głos demona.

- Witaj Clarisso Adele Morgenstern, tak wiem kim jesteś. Wiem też, że przeżyłaś przemianę. Jestem przekonany, że uważasz nas, demony, za tych złych, jednak nie do końca tak jest. Przyszedłem tutaj, żeby ci pomóc. Niedługo Pan będzie werbował do swojej armii wszystkie istoty, które mają w żyłach choć kropelkę krwi demonów. Twojego brata też wkrótce zabiorą. Nie mówię ci tego, abyś go ratowała. Jedynie chcę i nalegam, abyś przemyślała wszystko i za jakiś czas, a liczę, że stanie się to, jak najszybciej, dołączyła do nas. Demony mają więcej ludzkich uczuć, niż jesteś w stanie przypuszczać. Odezwę się niebawem. Obserwuj wszystko dokładnie. Mam nadzieję, że dokonasz słusznego wyboru. Do zobaczenia.

Clary stała osłupiała nie mogąc wydusić z siebie słowa. Demon uśmiechnął się na koniec i zaczął tracić formę. Powoli jego postać przeradzała się w mroczny dym.

- Czekaj! Co to wszystko ma znaczyć? - powiedziała, gdy przeszedł jej szok.

Jednak było już za późno. Demon całkowicie zniknął, a Clary poczuła się, jakby ktoś ją popchnął do przodu. Spojrzała na zegarek na ścianie. Patrząc przez dłuższy czas na wskazówki, próbowała pojąć, co się właśnie stało. Pokręciła głową, przetarła oczy i spojrzała jeszcze raz. Zegar wskazywał tą samą godzinę, choć powinno minąć od ostatniego sprawdzania czasu dobre dwie godziny. To by oznaczało, że...

- To niemożliwe - powiedziała szeptem.

Nie miała pojęcia, że demony mogą zatrzymywać czas. Przez kolejne minuty myślała, że może to wina zegarka, ale urządzenie działało bez zarzutów. Tak szybko ostatnio wszystko się działo. Zbyt wiele nowych informacji się dowiaduje. Usiadła na krześle, oparła się o blat stołu i czekała. Nie minęły dwie minuty, kiedy archanioł Michał wszedł, a można powiedzieć, że wbiegł do kuchni. Wyglądał na bardzo przejętego.

- Gdzie on jest? - spytał zdyszany.

Clary nie miała wątpliwości, że chodziło mu o demona, który niedawno rozpłynął się w eterze. Nie wierzyła w ani jedno słowo tej istoty, ale postanowiła na razie zachować dla siebie tamtą sytuację.

- Słyszałam tylko huk, a jak przyszłam coś czarnego kłębiło się na podłodze i po paru sekundach po prostu zniknęło. Czy to był demon? - Udawanie przychodziło jej z łatwością.

- Tak to był demon. Nikt nie ma pojęcia, jak udało mu się tu dostać. Dziwi mnie fakt, że przyszedł do ciebie i nawet nie nawiązał żadnego kontaktu. To nie ma najmniejszego sensu - powiedział zamyśliwszy się.

- Czyli to nie jest na porządku dziennym rozumiem?

- Oczywiście, że nie. Niebo chronione jest przez specjalne bariery, których obejście jest niemalże niemożliwe, ale jak widać niewystarczające.

- Domyślasz się czego mógł chcieć? - dopytywała.

- Mogę się tego tylko domyślać. Sądzę, że to może mieć związek z wojną o której już ci mówiłem. Może w ten sposób Król Piekieł chce pokazać, że Piekło jest silniejsze?

- Jak myślisz, kiedy zacznie się wojna? - spytała szczerze przejęta.

Michał odwrócił się w jej stronę. Następnie podszedł do niej i spojrzał głęboko w oczy. Wiedziała, że jest w tym momencie śmiertelnie poważny.

- Tak naprawdę to wojna trwa nieprzerwanie. A rzeź na ludziach i wszystkich stworzeniach? Szczerze? Prawdopodobnie w każdej chwili.

Dziewczynie odpłynęła krew z twarzy. Ujęcie tego w ten sposób było okropne. Rzeź? To nie mieli szans tego powstrzymać? Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Wie, że wojna jest okropna, nawet najdrobniejsza, ale ma też świadomość, że demony nie znają ani grama litości. Do zwycięstwa będą dążyć za wszelką cenę.

- Nie da się temu jakoś zapobiec? Co masz na myśli mówiąc rzeź?

- Chodzi mi o gwałty, masowe egzekucje, przemiany ludzi w bezmyślne kreatury, cierpienie, krew, zniszczenie, apokalipsa. Mam dalej wymieniać? Myślę, że tyle wystarczy. Zapobiegnięcie temu będzie bardzo trudne. Zwłaszcza, że demonów jest więcej. Nikt do końca nie wie, czemu tak jest, ale to zjawisko miało miejsce od początku i stale się utrzymuje.

Clary miała już dość. Dowiedziała się wystarczająco. Archanioł także nie palił się do opowiastek o swym wrogu. W tym miejscu rozmowa się urwała.


***


   Wizyta Clary naprawiła Jace' owi nastrój na długi czas. Miał nadzieję, że jak najszybciej do niego wróci. Ciągle czuł na skórze i włosach jej dotyk. Informacje od Clary zatrzymał na razie dla siebie. Ostatnimi dniami działy się dziwne rzeczy. Wraz z przyjaciółmi co wieczór chodzili na patrole, ale za każdym razem nie znajdowali ani jednego demona, co było wręcz niemożliwe w Nowym Jorku. Jace nie mówił tego głośno, ale miał złe przeczucia. Odbywał właśnie codzienny patrol. Wyrwał się z zamyślenia widząc przed sobą pochylonego Aleca nad czymś czego nie mógł jeszcze zidentyfikować. Podchodząc bliżej zrozumiał, że to zdeformowane ciało dziewczynki. Całą skórę miała poszarzałą, usta szeroko otwarte w niemym krzyku, a oczy martwe, lecz nadal dało odczytać się z nich strach. Jej nogi były wygięte pod dziwnym kątem. Włosy miała prawie całkowicie stopione. Można było dojrzeć połamane żebra ofiary. Wygląd niczym z najgorszego horroru. Dookoła była ogromna kałuża krwi wymieszana z posoką demona, który ją zaatakował. Najgorszy był widok wnętrzności, na których już siedziały muchy. Ubranie dziecka było w strzępach. Jeden z obojczyków był w innym miejscu niż powinien. A cała reszta równie obrzydzająca i straszna. Gdy Isabelle dołączyła do braci, zasłoniła dłonią usta i zdusiła w sobie krzyk. Podbiegła do pobliskiego krzaku i opróżniła swój żołądek. Poprawiła jeszcze swój strój i wróciła.

- Demony nigdy nie masakrowały tak ludzi nawet jeśli już dochodziło do ataku - stwierdziła.

- Nie chcę wyjść na pesymistę, ale sądzę, że chcą w ten sposób nam coś pokazać. Tylko jeszcze nie wiem, co by to miało oznaczać - odezwał się Jace.

- Zgadzam się z Jace' m - powiedział Alec.

Usłyszeli szmer w zaroślach za ich plecami. Cała trójka odwróciła się błyskawicznie i ustawiła w pozycjach bojowych. Z krzaka rosnącego najbliżej wybiegł lis. Po paru metrach padł na prawy bok bez życia. To zdezorientowało ich na tyle, że nie zauważyli dwóch potężnych kreatur, które zakradły się do nich z drugiej strony. Wyższy z nich, który miał ogromne kolce na całym ciele skoczył na plecy Aleca, który zawył przeraźliwie z bólu. Jace zareagował pierwszy. Wyciągnął swój miecz i zatopił klingę w cielsku demona. Nie trafił jednak w zamierzane miejsce, a cios, który zadał wyrządził przeciwnikowi małe szkody. Zainteresowany nowym celem, zeskoczył z Aleca z głośnym hukiem. Chłopak bez życia padł na chodnik. Jace zadawał cios po ciosie. Musiał to być jakiś starszy lub jeden z mądrzejszych demonów, ponieważ robił ciągle uniki i używał podstępów, żeby zabić blondyna. Nocny Łowca musiał bardzo uważać, aby jedna z nabitych jadem igieł nie dotknęła jego ciała. Tymczasem Izzy rozprawiała się z nieco mniejszym demonem, lecz równie potężnym. Z wyglądu przypominał hybrydę ośmiornicy, człowieka i skorpiona. Był bardzo szybki, ale dziewczyna dawała sobie radę. Powoli każdy się męczył. Ciągła walka była wyczerpująca. Najgorsze było to, że demony męczyły się wolniej. Isabelle zrobiła błąd i srogo za niego zapłaciła. Demon, z którym walczyła przejechał ostrą częścią macek wzdłuż jej pleców. Dziewczyna krzyknęła i zamachnęła się z furią na przeciwnika. Udało się jej odciąć jedną z jego odnóży. Niestety rana bardzo ją osłabiła. Ledwo stała na nogach. Przy kolejnym natarciu straciła równowagę i upadła. Mimo starań nie miała wystarczająco siły, żeby się podnieść. Demon podszedł bliżej, oblizując swoje usta długim jęzorem. Zamachnął się swym żądłem na końcu długiego ogona na swoją ofiarę, ale po chwili znieruchomiał. W jego piersi widoczny był grot strzały, który przeszył go na wylot. Okazało się, że Alec w pozycji wpółleżącej wystrzelił strzałę ratując tym swoją siostrę. Cielsko potwora zwaliło się z mlaśnięciem tuż obok przerażonej Isabelle. Po chwili wpadło w drgawki, z rany wyciekała posoka. Dziewczyna podźwignęła się i ruszyła w stronę Jace' a, który nadal walczył. Niestety poruszała się wolno z powodu promieniującego bólu. Chłopak dysząc ciężko uniknął kolejnego ataku. Teraz więcej robił uników niż natarć. Demon uśmiechnął się i upozorował uderzenie, by zmylić tym Nocnego Łowcę. Chwilę później blondyn był przyciśnięty do ściany i unieruchomiony. Czuł, że brakuje mu tlenu, a uścisk się zacieśnia. Starał się wyswobodzić prawą rękę, ale na próżno.  Zaczęło mu się robić ciemno przed oczami i wtedy wszystko ustało. Upadł na kolana zdziwiony. Następnie opierając się o ścianę jakiegoś budynku, wstał. Demon wił się w konwulsjach. Jace masując gardło pochylił się nad konającym.

- Game over poczwaro - wycharczał Jace przez ściśnięte od bólu gardło.

- To dopiero początek - wysyczał, a chwilę później została po nim jedynie ciemna mała plama kleistej mazi.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jednak nie udało się. Mimo ferii dużo się działo przez ten tydzień. Liczę na komentarze, a jeśli są jakieś błędy to przepraszam z góry. Pozdrawiam, jak zawsze. ♥

niedziela, 15 stycznia 2017

Rozdział 34: Szklany papier

   Kręciło się jej w głowie. Otworzyła powoli oczy. Nie była pewna, gdzie jest, ponieważ przez dobre parę minut nie mogła skupić wzroku na czymkolwiek. Jedyne co zdążyła zauważyć to to, że leżała na czymś miękkim. Gdy doszła do siebie, wstała. Oparła się o pobliską ścianę i rozejrzała się. Oczy zaszły jej łzami ze wzruszenia. Znajdowała się w pokoju Jace' a. Nie bywała tutaj za często, można powiedzieć w ogóle, ale doskonale znała to pomieszczenie. Jednak teraz nie wyglądało tak, jak to zapamiętała. Wszędzie walały się ubrania, czuła nieprzyjemny zapach, a wszystko spowijał mrok przez zasłonięte zasłony. Miała wrażenie, jakby nie była w Instytucie już od wieków. Przeczesała włosy i wzdrygnęła się. Na chwilę zapomniała, że jest pod postacią ducha. Chcąc to mimo wszystko sprawdzić, spróbowała podnieść koszulkę, leżącą pod jej stopami. Jej dłoń gładko przeszła przez materiał. Nie mogła niczego dotknąć, czy też podnieść. Zamierzała wyjść stąd, aby zobaczyć wszystkich i nacieszyć się tą chwilą. Nie zrobiła tego jednak, ponieważ ktoś otworzył drzwi i wszedł do pokoju. To był Jace. Clary przeraziła się na jego widok. Wyglądał okropnie. Pozapadane policzki, poszarzała cera, oczy bez krzty uczuć, jakby był pusty w środku. Dużo się tu pozmieniało, pomyślała ze smutkiem. Ubranie chłopaka wisiało na nim luźno. Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że doprowadził się do takiego stanu przez jej śmierć. Sfrustrowana siadła na podłodze po turecku, opierając się plecami o ścianę. Przyglądała się Herondale' owi. Mimo zaniedbania się, nadal wyglądał pięknie. Jego za długie już złote włosy zawijały się w małe spiralki dookoła uszu i karku. Jace zamknął drzwi i rzucił się na łóżko. Po paru sekundach zmienił pozycję, by móc patrzeć na zdjęcie Clary na lustrze. W tym czasie rudowłosa zdążyła podnieść się i podejść do łóżka. Siadła naprzeciwko jego twarzy, chociaż wiedziała, że nie może jej zobaczyć. Ta myśl okropnie ją zabolała. Wyciągnęła prawą rękę przed siebie. Najbardziej czego pragnęła, to powiedzieć mu, że nic jej nie jest i wróci. Równie mocno chciała go teraz chociaż musnąć puszkami palców, ale z każdą próbą jej palce nie były w stanie tego zrobić. Nagle Jace wstał gwałtownie i podszedł do lustra. Clary przestraszona tym nagłym ruchem, stała chwilę nieruchomo. Gdy się otrząsnęła, podeszła do chłopaka.

- Proszę cię, wróć - powiedział łamiącym się głosem.

Clary jeszcze nigdy nie słyszała go tak załamanego. Jej oczy wypełniły się łzami. Chciała jakoś pokazać, że jest. To dziwne, ale widziała swoje odbicie w lustrze. Zbliżyła się do gładkiej powierzchni i dostrzegła, że całe jej ciało miga, jakby była pokryta małymi, złotymi gwiazdkami. Spostrzegła też inną rzecz. Na lustrze pojawiła się mała warstwa pary. To była jej szansa na ujawnienie swojej obecności. Z wielkim zapałem zaczęła dmuchać w każdą część lustra. Jej działania przynosiły spodziewane efekty, ponieważ całe lustro było pokryte parą. Jace, widząc parę na powierzchni lustra, cofnął się o krok. Był zdezorientowany. Żył w świecie pełnym dziwnych stworzeń i zjawisk, ale takie rzeczy nie były normalne. Żadna istota, oprócz Nocnych Łowców nie mogła przekroczyć drzwi Instytutu. W pokoju była normalna temperatura, więc nie para nie mogła być skutkiem wysokiej temperatury. Umysł chłopaka stał się czujny i przetwarzał wszystkie możliwe opcje. To nie było możliwe, żeby sam to zrobił w tak krótkim czasie. Jedynym może niezbyt logicznym wytłumaczeniem było to, że nie znajdował się sam w pokoju.   

- Kto tu jest? - zawarczał wściekły, myśląc, że to tylko głupi żart. - Jeśli to wy, Alec, Isabell czy Jonathan, to obiecuję, że jak was znajdę, to nogi z dupy powyrywam.

Dziewczyna fuknęła zirytowana. Nic jej to nie dało. Na darmo tylko się wysilała. Przypomniała sobie jakiś głupi film o duchach, który oglądała któregoś popołudnia z Simonem. Tam duch mógł poruszać przedmioty i robić praktycznie, co tylko mu się zapragnie, jeśli wyobrazi sobie, że to robi. Strasznie to było pogmatwane. Postarała się przypomnieć sobie, jak główny bohater duch sprawił, że coś się poruszyło. Zawsze warto spróbować, pomyślała. Najłatwiej byłoby coś napisać, wtedy Jace nie pomyśli, że to żart. Nie widziała żadnej kartki czy długopisu, więc podeszła do lustra. Kiedy jej ,,papier" był już gotowy, ze wszystkich sił starała się wyobrazić sobie, że jej palec pisze słowa JESTEM TUTAJ. Na nic lepszego nie mogła wpaść w tej chwili. Miała jedynie nadzieję, że jej pomysł się uda i Jace zrozumie, kto to napisał. Nie zorientowała się nawet, że zamknęła oczy. Spojrzała na swoje dzieło. Była z siebie dumna i tego, że oglądała z Simonem kiedyś dużo różnych filmów. Kiedy go spotka musi go uścisnąć. Patrzyła na reakcję blondyna, który stał, jak wryty z szeroko otworzonymi oczami i ustami. Podszedł powoli do lustra i dotknął już zanikającego napisu. Rozejrzał się dookoła. Wyglądał, jak mały roztrzęsiony chłopiec. Popatrzył znowu na napis, który zdążył już zniknąć, z jego oczu pociekły łzy. Nie obchodziło go, czy zobaczy go ktoś w tym stanie. Clary krajało się serce na ten widok. Jace tak bardzo tęsknił za tą drobną, ciągle denerwującą się i słodką dziewczyną. Rozejrzał się jeszcze raz. Miał nadzieję, że ją gdzieś tu zobaczy, ale albo jej tu nie było i wyobraźnia płatała mu figle, albo rudowłosa jest jakimś duchem. Uświadamiając to sobie, automatycznie się opanował. Przecież jest facetem, musi być twardy. Nie może ryczeć, jak baba.

- Clary, jeśli to ty, to proszę pokaż się, proszę. Tylko tego pragnę.

Clary pękało serce, słysząc ten załamany głos, błagalny. Zwłaszcza, iż wiedziała, że na razie niemożliwym jest, aby mógł ją zobaczyć. Napisała na lustrze kolejną wiadomość.

- Nie mogę. Wrócę, obiecuję, że tak - przeczytał Jace. - Clary nawet nie masz pojęcia, jak bardzo mi ciebie brakuje. Wszystko stało się tak szybko...

Po tej rozmowie zapadła cisza. Chłopak siadł na łóżku i ciągle się rozglądał. Clary postanowił ułatwić mu sprawę i napisała na lustrze, że jest na wprost niego. Napisała też, że jest w trakcie szkolenia. Siadła obok niego. Tą informację również mu przekazała. Dziwne zastosowanie lustra, pomyślała. Zdawała sobie sprawę, że nie może go dotknąć, ale nie była pewna, że nie może wyobrazić sobie tego i sprawić, że chociaż Jace poczuje cokolwiek. Nie czekała ani sekundy dłużej, tylko sprawdziła to. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że teraz skupianie się na czymś przychodziło jej bez trudu. Chyba się udało, ponieważ chłopak popatrzył zdziwiony na miejsce, gdzie aktualnie siedziała. Dotknął swojego policzka i uśmiechnął się lekko. Clary była szczęśliwa, że choć tyle mogła zrobić. Nie wiedziała ile minęło odkąd tu jest, ale chciałaby, aby trwało to, jak najdłużej. Napisała jeszcze, że nie wie, ile czasu będzie mogła tu zostać.

- Ale wrócisz prawda? Kiedy? - dopytywał się.

,,Mam nadzieję, że jak najszybciej" brzmiała odpowiedź. Kolejne parę godzin spędzili w ciszy. Przez ten czas Clary ciągle głaskała głowę Jace' a, któremu najwyraźniej to odpowiadało, ponieważ zamknął oczy i bez przerwy się uśmiechał. Dziewczyna kochała jego nieziemski uśmiech, z resztą, jak wszystko w nim. Przez moment miała wrażenie, jakby słyszała głos Michała, ale nie zwracała na to uwagi, dopóki nie zaczęło się jej kręcić w głowie. Rozumiała, co to dla niej znaczyło. Nie wiedziała jednak, że czas tak szybko minął. Chciała jeszcze pożegnać się z blondynem, ale nie miała już czasu. Traciła przytomność. Mdlejąc usłyszała jeszcze krzyki. Wryły jej się na stałe w pamięć.

***

   Gdy Jace przestał czuć przyjemnego dotyku na włosach, zerwał się na równe nogi. Oczekiwał jakiejś wiadomości. Wpatrywał się w lustro, ale nic. Pojął, że Clary już musiała wracać, lecz zanim rozsądek doszedł do głosu, zaczął krzyczeć imię swojej miłości.

- Clary! Proszę, jeszcze nie! Oddajcie mi ją do cholery! 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Niestety rozdział krótkawy, ale chyba mam już w zwyczaju takie pisanie. Wybaczcie, ale ile razy się staram napisać coś dłuższego, to akurat pasuje mi skończyć w akurat tym momencie. Jak zawsze liczę na opinie i pozdrawiam wszystkich. ♥


poniedziałek, 9 stycznia 2017

Kolejne informacje

   Muszę Wam przekazać (żebyście się nie martwili) , że rozdział pojawi się w weekend. Nie wiem dokładnie kiedy, ale jak będę znała konkretny dzień, a nawet porę dnia, poinformuję Was w komentarzach. Postaram się częściej pisać od weekendu, ponieważ zaczynają się ferie zimowe, więc na pewno będę miała więcej czasu. Ten tydzień muszę niestety spędzić na samym poprawianiu i uczeniu do kolejnych sprawdzianów. W sobotę szykują się urodziny mojego kolegi, więc rozdział zapewne pojawi się w niedzielę, chyba że będę miała ogromną wenę i cały napiszę w piątek. Trochę się rozpisałam hehe. Pozdrawiam, jak zawsze. 😄😄😄