niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 36: Powrót z wielkim... hukiem

   Clary wracała wykończona do domu. Trenowała pięć dni w tygodniu. Opanowała już trochę sztukę latania. Michał twierdził, że musi dużo i intensywnie trenować ze względu na rozpoczynającą się wojnę. Dziewczyna nawet nie miała czasu, żeby myśleć o czymkolwiek. Kiedy już była w domu to od razu brała szybką kąpiel, jadła coś i kładła się spać. Niestety wizyty na Ziemi stały się niemal niemożliwe. Podobno było to zbyt ryzykowane, ponieważ demony mogły ją zaatakować nawet w postaci ducha. Archanioł obiecał jej jednak, że jutro pozwoli jej na krótki pobyt na Ziemi i to w dodatku w normalnej formie. Clary była tą informacją zachwycona, ale zbyt zmęczona, żeby to okazać w jakiś sposób.

- Powrót na Ziemię będzie twoim kolejnym treningiem - oznajmił Michał.

- A mianowicie - odparła znudzona.

- Musisz nauczyć się latać na nieco dłuższe dystanse i potrafić lądować.

- Ale dobrze wiesz, że lądowanie idzie mi najgorzej - zajęczała.

- Właśnie dlatego musisz to często ćwiczyć.

- Dobrze, niech będzie. To do jutra?

- Przyjdę po ciebie z samego rana - powiedział i odleciał.


***


   W Instytutach na całym świecie trwały przygotowania do walki z demonami. Clave zostało już dawno poinformowane o zaistniałych sytuacjach. Z Idrisu masowo przybywali Nocni Łowcy. Jak nigdy Instytut w Nowym Jorku był niemalże przepełniony. Wszystkie pokoje były zajęte. Jace wraz ze swoim rodzeństwem codziennie z rana trenowali w sali, póki nie została zajęta przez innych. Żelazne Siostry miały pełne ręce roboty. Ataki demonów przybierały na sile. Z dnia na dzień umierało coraz więcej ludzi. Jace leżąc w pokoju myślał o tym, kiedy znowu pojawi się Clary. Bardzo za nią tęsknił, ale był jednocześnie szczęśliwy, że jest bezpieczna. Zbliżała się pora obiadu. Chłopak niechętnie wstał z łóżka i wyszedł z pokoju, Idąc korytarzem minął co najmniej pięć osób. Nie mógł się przyzwyczaić do takiej liczby osób w tym miejscu. Chcąc odizolować się chodź trochę od tego zgiełku, wyszedł przed budynek. Tak, jak przypuszczał, nikogo nie było w pobliżu. Zszedł parę schodków i siadł na przedostatnim. Obserwował otoczenie w oczekiwaniu na obiad. Nie było właściwie na co patrzeć. W tej okolicy mało co się dzieje, chyba że jakiś demon się tutaj zacznie panoszyć. Jedyne obiekty, które teraz były w ruchu to dwa kocury, które prowadziły zażartą walkę. Z braku innego zajęcia, Jace przyglądał się tej potyczce. W sumie lubił koty, mimo że Church, rasowy pers mieszkający w Instytucie, był zwykle nieznośny, ale to chyba już taka natura tej rasy. Z zamyślenia wyrwał go świst nad jego głową. Uniósł ją i dostrzegł niewielki punkt wysoko na niebie. Zdziwił się, że usłyszał świst skrzydeł jakiegoś ptaka z tak daleka. Chwilę później przypomniał sobie, że narysował sobie taką runę, żeby podsłuchać narady, która odbyła się w bibliotece. W miarę, jak ptak zniżał lot nabierał jakiś dziwny kształt. Jace narysował sobie pospiesznie odpowiednią runę i wytężył wzrok. Na początku w oczy rzuciły mu się niesamowite błękitne skrzydła.

- Czy to anioł? - zapytał zdziwiony samego siebie.

Z czasem rozróżniał coraz więcej szczegółów. Rude, gęste i falowane włosy, drobną postać kobiety, a także kompletnie biały ubiór. Doskonale pamiętał wszystko co teraz zobaczył. Wiedział, kto leci w jego kierunku. Mimo to ta informacja wydawała mu się nieprawdopodobna. Anioł, a raczej Clary zbliżała się do Instytutu. W odpowiedniej odległości od ziemi, zaczęła zwalniać. Modliła się w duchu, aby to lądowanie się udało. Sądząc, że już wystarczająco zwolniła, będąc zaledwie trzy metry od ziemi, zgięła nogi i przygotowała się na to, co nastąpi. Pomyliła się jednak. Zamiast płynnie wylądować na miękkiej trawie, siła rozpędu sprawiła, że lewa noga się jej podwinęła. Najpierw poczuła ostry ból w kostce. Miała przeczucie, że jest przynajmniej skręcona, jeśli nie złamana. Zaraz po tym przekoziołkowała kilka razy, obijając się przy tym tak mocno, że aż brakło jej niekiedy tchu. Kiedy się zatrzymała, całe jej ciało krzyczało z bólu. Leżąc na wznak niewiele mogła zobaczyć, jedynie błękit nieba. Bała się ruszać głową, aby nie spowodować większego bólu. Nie wiedziała, jak bardzo jest poobijana, a nawet gorzej. Jace widząc to, co się stało, stał chwilę osłupiały. Gdy się otrząsnął natychmiast podbiegł do Clary. Leżała na plecach, lewa noga była wygięta pod nienaturalnym kątem, z prawego skrzydła ciekła szkarłatna krew. ubranie było pobrudzone i gdzieniegdzie podarte. Nie wiedział, jak prezentuje się reszta, ale domyślił się, że rudowłosa nabiła sobie też mnóstwo siniaków. Pośpiesznie wyciągnął stelę i narysował na jej ramieniu Iratze. Nic się nie działo, prócz zniknięcia kilku siniaków. Chciał spróbować jeszcze raz, ale Clary mu przerwała.

- Takie runy nie podziałają. Po przemianie na takie rany pomogą jedynie runy, które są bardzo silne. Niestety znają je tylko aniołowie, a ja nie jestem prawdziwym aniołem - powiedziała krzywiąc się z bólu.

- To co mam zrobić? - spytał chłopak.

- Zaraz, jak ja teraz wrócę do Nieba?! - wykrzyczała przerażona.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nowy rozdział napisany. Dziękuję Wam za takie miłe i motywujące słowa. Jak zawsze liczę na opinie i po raz kolejny pozdrawiam serdecznie.  ♥


Clary leci i się wywraca, łamie skrzydło, nie może wrócić do Nieba. 

6 komentarzy:

  1. Jest myślałam, że musze czekac do next tygodnia haha
    Świetne, pisz dalej :v ;^

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyta się rewelacyjnie miód ! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy dodasz nexta?

    OdpowiedzUsuń
  4. Weekend był kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, nie miałam jak. Zapomniałam o sprawdzianie i musiałam trochę się pouczyć, a potem opuściła mnie wena. Postaram się napisać rozdział, jak najszybciej.

      Usuń