-Jak się spało córeczko? Dobrze? Może chcesz coś powiedzieć - powiedział i zaśmiał się głośno. - A no tak zapomniałem. Nie możesz nic powiedzieć.
Clary patrzyła nienawistnym wzrokiem na Valentina. Cały strach i panika w mgnieniu oka wyparowały, zostawiając samą wściekłość. Zaczęła się szarpać, ale szybko się opanowała widząc rozbawioną minę ojca. O to mu chodziło, chciał ją sprowokować.Czekała cierpliwie na dalszy rozwój sytuacji.
***
Znajdowali się w ogromnej bibliotece. Już od dłuższego czasu prowadzili kłótnie o plan uratowania Clary. W końcu Jace ustąpił i zgodził się na plan Luke' a, ale jak to zwykle bywa coś chłopakowi nie pasowało.
-Ruszajmy w końcu! - wykrzyknął podekscytowany Jace przestępując z nogi na nogę. - Przecież już wiemy, gdzie ona jest. Na co czekamy?!
-Jace uspokój się. Jest druga w nocy, a poza tym moje stado jeszcze nie przybyło - powiedział spokojnie Luke. - Jak wszyscy będziemy w komplecie ruszamy niezwłocznie.
-Jeśli coś jej się stanie nie ręczę za siebie! - warknął chłopak.
-Herondale zamknij się wreszcie! Nie tylko ty się martwisz! - Nie wytrzymała Isabelle. - To nie będzie wina Luke' a, jeśli nawet coś się Clary stanie, tylko Valentina i Jonathana.
-Izzy ty też przeciwko mnie? - spytał zrezygnowany blondyn. - Alec chociaż ty stań po mojej stronie. - Nie doczekawszy się odpowiedzi powtórzył. - Alec?
Wszyscy odwrócili się w stronę Lightwooda, który siedział wygodnie w fotelu patrząc w dal z głupawym uśmieszkiem i jakby zamglonymi oczami. Ocknął się dopiero wtedy, gdy Jace pstryknął swojemu parabatai palcami przed nosem. Zażenowany chłopak rozejrzał się po wszystkich zdezorientowany i lekko się zaczerwienił. nie mógł znieść nagłego zainteresowania się jego osobą.
-Co się dzieje stary? Wyglądasz jakbyś się zakochał - odparł rozbawiony Jace.
-A ty akurat najlepiej wiesz, jak wtedy się wygląda prawda? - odgryzł się ze złością i wyszedł szybko z pomieszczenia.
Oszołomiony Jace stał w miejscu patrząc się na drzwi biblioteki, za którymi zniknął jego parabatai. Nie chciał po sobie tego poznać, ale dotknęły go słowa przyjaciela. Chyba Clary otworzyła mu oczy na wszystko. Wcześniej nie wiedział, jak inni go postrzegają i nawet go to nie interesowało. Przybrał szybko swoją maskę sarkazmu i arogancji.
-Ktoś wie o co mu chodziło? Ja tylko żartowałem - rzekł blondyn.
-On nigdy się tak nie zachowywał. Nie wiem co mu odbiło - powiedziała Isabelle. Zamyśliła się na chwilę po czym dodała dumnie: - Wiem. A co jeśli Alec naprawdę się zakochał?
-Nasz Alec? - spytał rozbawiony Jace.
-A czego by nie? - odparła chmurnie dziewczyna.
-Halo - zawołał niezbyt głośno Luke. - Trochę odbiegliśmy od tematu. Chciałem wam tylko powiedzieć, że sfora i Magnus już są.
-No to ruszamy! - wykrzyknął Jace i wybiegł z biblioteki jak opętany.
Isabelle i Luke tylko przewrócili oczami i ruszyli za nim.
***
Clary patrzyła z przerażeniem na Valentina. Właśnie dowiedziała się na czym miał polegać rytuał. Miał ją zamienić w pół demona, takiego jakim jest Jonathan. Nie mogła w to uwierzyć. W myślach modliła się, aby ktoś ją stąd uwolnił. Ktokolwiek. Domyślała się, że rytuał nie będzie należał do przyjemnych. Nie ukrywała już strachu. Nie było sensu, żeby to robić. Przegrała. Już nie powie Jace' owi, jak bardzo go kocha. Już nie spotka Simona. Już nie będzie tą samą osobą. Valentine krzątał się dookoła niej. Zdołała zauważyć, że namalował wokoło niej pentagram. Na każdym jego ramieniu stała świeca. Na podłodze leżało jeszcze parę fiolek i ogromna księga, a do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna o fioletowej skórze. ,,To na pewno czarownik" - pomyślała.
Czarownik podszedł do pentagramu, podniósł księgę i zaczął mamrotać jakieś łacińskie słowa. Z jego dłoni wyłonił się zielonkawy ogień, który zaczął robić krąg wokoło Clary. Dziewczynę oblał zimny pot. Nagle zerwał się porywisty wiatr. Czarownik mówił coraz głośniej i głośniej. Koło rudowłosej pojawił się czarny dym, który zaczął formować się w przywołanego demona. Po paru minutach koło dziewczyny stał elegancko ubrany mężczyzna.Gdyby nie lekko szarawa skóra, czarne oczy bez białek i ostre długie zęby Clary mogłaby spokojnie go wziąć za zwykłego obywatela. Demon chwile się jej przyglądał by potem przenieść wyrok na czarownika. Valentine przyglądał się temu wszystkiemu z uśmiechem.
-Kkkkktttooo wzzzyyywaa Arrrakiiieeelaaa ?- zaskrzeczał demon.
-To ja cię wezwałem Arakielu. Chciałbym spytać się ciebie czy chciałbyś opętać ludzkie ciało? - spytał czarownik.
-Kuuussszzząca propozzzycja - odparł Arakiel. - Jednak co będę z tego miał?
Czarownik miał się znowu odezwać, gdy wtrącił się Valentine.
-Arakielu nie mów mi, że nie chciałbyś opanować Nocnego Łowcy - podsunął.
-Czzzy ttto ciiiebiie maam opętttttać? - spytał lekko zszokowany demon.
-Ależ oczywiście, że nie mnie, lecz moją córkę, Clarissę. - To rzekłszy wskazał na dziewczynę. - Jedyne co musisz robić to spełniać moje rozkazy. O nic więcej nie proszę.
Arakiel patrzył przez dłuższy czas na Morgensterna rozważając tą propozycję. Dawno już ktoś go nie wzywał. Chciał się w końcu zabawić, a teraz miał okazję. Grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Jednak wykonywać rozkazy nędznego Nefilim? To nie w jego stylu. Podjął już decyzję. Spojrzał na skrępowaną i przerażoną dziewczynę. Jakże przyjemne będzie jej cierpienie, gdy będzie ją opętywał. Przeniósł swój wzrok na Valentina.
-Podjjjąłemmm juuuż deeecyyyzjjję - rzekł. - Przzzyyyjjjmujjję ttttwojjją prrropozzzycjjję.
Morgenstern uśmiechnął się zadowolony. Wyprosił czarownika i zwrócił się do demona.
-Czyń swoje powinności - powiedział szczerząc się.
Arakiel zaskrzeczał przeraźliwie i przeobraził się w czarną mgłę. Szybko zbliżył się do Clary i wniknął w jej pierś. Na początku nic nie poczuła, jedynie lekkie mrowienie. Ale zaraz potem jej ciało ogarnął niewyobrażalny ból. Zaczęła się miotać jak szalona. Próbowała wydostać się z pęt krępujących jej ciało. Wydawała z siebie nieludzkie odgłosy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Miała mroczki przed oczami. Oddychała nierówno. Jej ciało dostało niepohamowanych drgawek. Ogromnie chciała drapać całe swe ciało, ale nie mogła. Czuła się jakby płonęła od środka. Jej głowa wyginała się pod dziwnymi kątami. Morgenstern wiedząc co się dzieje oswobodził ją z kagańca. Zaczęła pluć krwią. Valentine wygiął jej głowę tak, aby nie się nie udławiła i w skutku nie udusiła. Był niewzruszony na krzyki i błagania córki. Po długich męczących minutach Clary nie miała na nic siły. Nadal wszystko ją bolało, jednak nie tak piekielnie, jak wcześniej. Czuła metaliczny posmak krwi w ustach. Brała głębokie oddechy, aby się uspokoić. Najdziwniejsze było to, że nie czuła w sobie obecności demona, tak jak tłumaczył jej to Jonathan. Właśnie Jonathan, zapomniała o nim. Szybko wykręciła głowę w stronę chłopaka. To nie był dobry pomysł, gdyż cały obraz się jej zamazał przed oczami. Po paru mrugnięciach odzyskała ostrość widzenia. Jonathan dalej był przykuty do ściany, lecz już nie spał. Próbował wyrwać łańcuchy krępujące go, ale nie dał rady. Metal zazgrzytał. Otwierał usta w niemym krzyku. Clary nie wiedziała o co chodzi. Dopiero po chwili dostrzegła na szyi brata runę. To przez tę runę chłopak nie mógł nic powiedzieć. Patrzyła bezradnie w zdesperowane oczy brata. Widziała w nich wściekłość i nieopisany ból. Nagle dziewczyna syknęła z bólu. Odwróciła głowę momentalnie i ujrzała Valentina wstrzykującego jej coś dożylnie.
-Co to do cholery jest? - spytała. Nie poznała swojego głosu. Był słaby i zachrypnięty.
-Muszę dokończyć rytuał opętania. Po wstrzyknięciu ci tych substancji twoja siła woli osłabnie, a demonowi będzie łatwiej całkowicie cię opętać - odparł spokojnie Morgenstern. - Jeszcze zostało mi tylko to. Po tym, jak wstrzyknę ci ten płyn nie będziesz mogła pokonać Arakiela, chyba że byś się zabiła, a do tego na pewno nie dojdzie.
Wziął do ręki kolejną strzykawkę i przybliżył igłę do skóry Clary. Dziewczyna zamknęła oczy, a po jej policzku pociekła jedna samotna łza. Zapewne ostatnia w jej życiu. Przecież demony nie mają uczuć. A tym się zaraz stanie. Demonem. Już czuła igłę na skórze, gdy rozległ się niesamowity huk. Ktoś rozbił ścianę. Valentine poleciał na podłogę, a strzykawka upadła obok niego. Szkło pękło, a substancja wyparowała błyskawicznie. W powietrzu unosił się pył. Ktoś podszedł do Clary. Odpiął pasy krępujące jej ciało. Dziewczyna czuła, że traci przytomność. To niemożliwe, jak szybko zawsze odpływa. Próbuje walczyć z tym z całych sił. Wie jednak, że nie da rady. Nie wie, kto ją trzyma. ma za ciężkie powieki, by je podnieść. Przed tym, jak utraciła kontakt z rzeczywistością udało się jej wydusić to ostatnie zdanie.
-Uwolnijcie Jonathana i Jocelyn, proszę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Udało się w końcu. Nienawidzę swojego komputera! Wy pewnie też mnie znienawidzicie. Rozdziały pojawiają się bardzo nieregularnie i są marne. Wiem, że przeprosiny nic tu nie zdziałają.
Jest mi bardzo przykro ;c
Kolejny rozdział postaram się w miarę możliwości dodać jak najszybciej, ale wiecie jak to jest...
Pozdrawiam Was serdecznie (Jeśli ktoś jest) <3
Czarownik podszedł do pentagramu, podniósł księgę i zaczął mamrotać jakieś łacińskie słowa. Z jego dłoni wyłonił się zielonkawy ogień, który zaczął robić krąg wokoło Clary. Dziewczynę oblał zimny pot. Nagle zerwał się porywisty wiatr. Czarownik mówił coraz głośniej i głośniej. Koło rudowłosej pojawił się czarny dym, który zaczął formować się w przywołanego demona. Po paru minutach koło dziewczyny stał elegancko ubrany mężczyzna.Gdyby nie lekko szarawa skóra, czarne oczy bez białek i ostre długie zęby Clary mogłaby spokojnie go wziąć za zwykłego obywatela. Demon chwile się jej przyglądał by potem przenieść wyrok na czarownika. Valentine przyglądał się temu wszystkiemu z uśmiechem.
-Kkkkktttooo wzzzyyywaa Arrrakiiieeelaaa ?- zaskrzeczał demon.
-To ja cię wezwałem Arakielu. Chciałbym spytać się ciebie czy chciałbyś opętać ludzkie ciało? - spytał czarownik.
-Kuuussszzząca propozzzycja - odparł Arakiel. - Jednak co będę z tego miał?
Czarownik miał się znowu odezwać, gdy wtrącił się Valentine.
-Arakielu nie mów mi, że nie chciałbyś opanować Nocnego Łowcy - podsunął.
-Czzzy ttto ciiiebiie maam opętttttać? - spytał lekko zszokowany demon.
-Ależ oczywiście, że nie mnie, lecz moją córkę, Clarissę. - To rzekłszy wskazał na dziewczynę. - Jedyne co musisz robić to spełniać moje rozkazy. O nic więcej nie proszę.
Arakiel patrzył przez dłuższy czas na Morgensterna rozważając tą propozycję. Dawno już ktoś go nie wzywał. Chciał się w końcu zabawić, a teraz miał okazję. Grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Jednak wykonywać rozkazy nędznego Nefilim? To nie w jego stylu. Podjął już decyzję. Spojrzał na skrępowaną i przerażoną dziewczynę. Jakże przyjemne będzie jej cierpienie, gdy będzie ją opętywał. Przeniósł swój wzrok na Valentina.
-Podjjjąłemmm juuuż deeecyyyzjjję - rzekł. - Przzzyyyjjjmujjję ttttwojjją prrropozzzycjjję.
Morgenstern uśmiechnął się zadowolony. Wyprosił czarownika i zwrócił się do demona.
-Czyń swoje powinności - powiedział szczerząc się.
Arakiel zaskrzeczał przeraźliwie i przeobraził się w czarną mgłę. Szybko zbliżył się do Clary i wniknął w jej pierś. Na początku nic nie poczuła, jedynie lekkie mrowienie. Ale zaraz potem jej ciało ogarnął niewyobrażalny ból. Zaczęła się miotać jak szalona. Próbowała wydostać się z pęt krępujących jej ciało. Wydawała z siebie nieludzkie odgłosy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Miała mroczki przed oczami. Oddychała nierówno. Jej ciało dostało niepohamowanych drgawek. Ogromnie chciała drapać całe swe ciało, ale nie mogła. Czuła się jakby płonęła od środka. Jej głowa wyginała się pod dziwnymi kątami. Morgenstern wiedząc co się dzieje oswobodził ją z kagańca. Zaczęła pluć krwią. Valentine wygiął jej głowę tak, aby nie się nie udławiła i w skutku nie udusiła. Był niewzruszony na krzyki i błagania córki. Po długich męczących minutach Clary nie miała na nic siły. Nadal wszystko ją bolało, jednak nie tak piekielnie, jak wcześniej. Czuła metaliczny posmak krwi w ustach. Brała głębokie oddechy, aby się uspokoić. Najdziwniejsze było to, że nie czuła w sobie obecności demona, tak jak tłumaczył jej to Jonathan. Właśnie Jonathan, zapomniała o nim. Szybko wykręciła głowę w stronę chłopaka. To nie był dobry pomysł, gdyż cały obraz się jej zamazał przed oczami. Po paru mrugnięciach odzyskała ostrość widzenia. Jonathan dalej był przykuty do ściany, lecz już nie spał. Próbował wyrwać łańcuchy krępujące go, ale nie dał rady. Metal zazgrzytał. Otwierał usta w niemym krzyku. Clary nie wiedziała o co chodzi. Dopiero po chwili dostrzegła na szyi brata runę. To przez tę runę chłopak nie mógł nic powiedzieć. Patrzyła bezradnie w zdesperowane oczy brata. Widziała w nich wściekłość i nieopisany ból. Nagle dziewczyna syknęła z bólu. Odwróciła głowę momentalnie i ujrzała Valentina wstrzykującego jej coś dożylnie.
-Co to do cholery jest? - spytała. Nie poznała swojego głosu. Był słaby i zachrypnięty.
-Muszę dokończyć rytuał opętania. Po wstrzyknięciu ci tych substancji twoja siła woli osłabnie, a demonowi będzie łatwiej całkowicie cię opętać - odparł spokojnie Morgenstern. - Jeszcze zostało mi tylko to. Po tym, jak wstrzyknę ci ten płyn nie będziesz mogła pokonać Arakiela, chyba że byś się zabiła, a do tego na pewno nie dojdzie.
Wziął do ręki kolejną strzykawkę i przybliżył igłę do skóry Clary. Dziewczyna zamknęła oczy, a po jej policzku pociekła jedna samotna łza. Zapewne ostatnia w jej życiu. Przecież demony nie mają uczuć. A tym się zaraz stanie. Demonem. Już czuła igłę na skórze, gdy rozległ się niesamowity huk. Ktoś rozbił ścianę. Valentine poleciał na podłogę, a strzykawka upadła obok niego. Szkło pękło, a substancja wyparowała błyskawicznie. W powietrzu unosił się pył. Ktoś podszedł do Clary. Odpiął pasy krępujące jej ciało. Dziewczyna czuła, że traci przytomność. To niemożliwe, jak szybko zawsze odpływa. Próbuje walczyć z tym z całych sił. Wie jednak, że nie da rady. Nie wie, kto ją trzyma. ma za ciężkie powieki, by je podnieść. Przed tym, jak utraciła kontakt z rzeczywistością udało się jej wydusić to ostatnie zdanie.
-Uwolnijcie Jonathana i Jocelyn, proszę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Udało się w końcu. Nienawidzę swojego komputera! Wy pewnie też mnie znienawidzicie. Rozdziały pojawiają się bardzo nieregularnie i są marne. Wiem, że przeprosiny nic tu nie zdziałają.
Jest mi bardzo przykro ;c
Kolejny rozdział postaram się w miarę możliwości dodać jak najszybciej, ale wiecie jak to jest...
Pozdrawiam Was serdecznie (Jeśli ktoś jest) <3
Rozdział świetny. Wcale cię nie nienawidzę. Czekam na next i mam nadzieję, że pojawi się szybko.
OdpowiedzUsuńRozdział boski czekam na jest!!!
OdpowiedzUsuńNie nienawidze cię, rozdział ci super wyszedł :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do LBA i Tag :) Więcej na http://jestem-morgenstern.blogspot.com/2015/08/spoznione-lba-i-tag.html
OdpowiedzUsuńTysja
Wow, wow, wow..nooo nieźle :D Czyżby nasz kochany Alec sie zakochał ? ^^ końcówka taka hmm..boska <3 nie moge sie doczekać nexta !!
OdpowiedzUsuńBoski rozdział :) Strasznie się cieszę że dodałaś ten rozdział długo musiałam na niego czekać :D Mam nadzieję że Clary nie zmieni się w demona ( błagam powiedz że się nie zmieni pliss :) :( :D :P ) Pozdrawiam życzę weny i z niecierpliwością czekam na next <3
OdpowiedzUsuńRozdział boski <333 mam nadzieje ze Clary pozbędzie sie tego demona z siebie
OdpowiedzUsuńps: Własnie założyłam nowego bloga i była bym wdzięczna gdybyś na niego zajrzała
http://half-blood-as.blogspot.com/
Na pewno wejdę :*
UsuńDziś zaczełam czytać i się zakochałam od razu.
OdpowiedzUsuń