***
Tymczasem przed drzwiami Instytutu odgrywała się zażarta kłótnia pomiędzy archaniołem Michałem, Jace' em i resztą mieszkańców Instytutu.
- Musimy coś zrobić! Nie możemy pozwolić by została w Piekle! - wrzeszczał Jace.
- Nie rozumiesz, że w tej chwili nic nie możemy zrobić? - odrzekł Michał.
- Musi być jakiś sposób - powiedział już spokojniej. - To wszystko moja wina. Gdybym w nią nie wbiegł. Gdybym bardziej uważał...
- Jace, nie możesz się obwiniać. To był wypadek - próbowała go uspokoić Isabelle.
Zapadła cisza. Wszyscy pogrążyli się w zadumie. Nawet Michał pomimo zwykle kamiennej twarzy, teraz wydawał się przejęty sytuacją. Zaczął wiać lekki i ciepły wiatr. Słońce przyjemnie grzało skórę. Mijały minuty. Nikt jak dotąd nie przerwał ciszy. Jedynie Herondale usiadł na trawie i westchnął cicho, biorąc do ręki źdźbło trawy. Kiedy każdy już prawie pogodził się z faktem, że wyjścia z tej sytuacji rzeczywiście nie ma, Jace zerwał się na równe nogi i powiedział:
- A Królowa Jasnego Dworu?
- Co z nią? - spytał Alec.
- Potrafiłaby nas wprowadzić do Piekła. Przynajmniej tak słyszałem.
- No nie wiem, faerie są bardzo podstępne - wahał się Lightwood.
- To chyba jedyne wyjście - odrzekł archanioł. - Ewentualnie teleportacja przez portal lub skorzystanie z usług czarownika.
- Znam jednego - stwierdził od razu Alec.
Wszyscy natychmiast się na niego spojrzeli. Chłopak zarumienił się lekko.
- A no tak... - zaczęła Isabelle. - Przecież ty kręcisz z Bane' em.
Chłopak jeszcze bardziej się zarumienił i lekko skinął głową. Miał szczęście, że w tamtej chwili nie było z nim jego rodziców, ponieważ oni nie wiedzą, że Alec jest gejem. Lightwood nie powiedział im to powiedzieć z powodu lęku przed brakiem akceptacji. Bał się też, że przez to ich w jakiś sposób zawiedzie. Jedyną osobą, która o tym wiedziała, to Isabelle. Jace z niedowierzaniem spojrzał na parabatai.
- Alec? Czemu ukrywałeś przede mną taką informację?
- Wybacz Jace, ale sam rozumiesz. Nie wiedziałem jak zareagujesz - usprawiedliwiał się.
- Nie czas teraz na to - upomniał Michał. - Musimy zdecydować się na którąś z opcji.
- Proponuję udać się do Magnusa - powiedział Jace. - To chyba najlepsze wyjście.
Po chwili namysłu wszyscy przytaknęli i ruszyli od razu w kierunku Brooklynu. Pierwszy szedł Alec wraz z Jace' em, a za nimi Isabelle i Michał. Przez całą drogę panowała między nimi cisza. Stojąc przed mieszkaniem czarownika, Alec podszedł do drzwi i przycisnął guzik od domofonu. Słuchając jednostajnego dźwięku, wydawanego przez urządzenie, wszyscy nadal byli milczący. Po około minucie odezwał się Magnus:
- Halo? Kto mówi? - Głos miał niewyraźny, jakby dopiero wstał z łóżka.
- Tutaj Alec i ... - zaczął Lightwood, ale przerwał mu Bane.
- Och to ty - powiedział rozweselonym głosem. - Wejdź do środka mój błyszczący diamenciku.
Cisza, która do tej pory panowała, została zażegnana przez śmiech Jace' a i Isabelle. Nawet archanioł Michał uśmiechnął się pod nosem. Alec spalił buraka. Drzwi lekko się zatrzęsły i zaskrzypiały, po czym się lekko uchyliły. Chłopak chwycił za klamkę i otworzył je szerzej. Jace podszedł do parabatai i lekko chwycił go za ramię ocierając łzy wywołane śmiechem.
- Nie przejmuj się. To wcale nie było takie zabawne i poniżające. - Widząc minę przyjaciela sprostował nadal się lekko uśmiechając. - No może trochę.
Przemierzając ogromny dom czarownika, Alecowi wrócił normalny kolor skóry i nawet się lekko rozchmurzył. Michał rozglądał się dookoła ze zmrużonymi oczami, jakby zaraz miało się na niego coś rzucić. Cały był spięty i nachmurzony. To on najdłużej protestował, żeby tutaj przychodzić. Alec prowadzi całą grupę do salony, gdzie zwykle spotyka się z Magnusem. Wchodząc do środka zauważają czarownika, który układa sobie włosy.
- Nie chciało mi się przebierać. Jednak sądzę, że tobie to nie będzie przeszka... - przerwał widząc, że Alec nie przyszedł sam.
Czarownik lekko się speszył, co zauważył wyłącznie Lightwood. Pstryknął palcami i jego szlafrok zmienił się w elegancki, błyszczący garnitur. Podszedł do fotela usiadł i spojrzał na swoich gości badawczym wzrokiem, zatrzymując go trochę dłużej na Michale.
- Usiądźcie proszę - powiedział Bane wykonując ręką nieokreślony ruch w powietrzu. Zaczekał, aż wykonają prośbę, po czym mówił dalej: - Co was do mnie sprowadza?
- Chcielibyśmy, abyś swoją magią przeniósł nas do Piekła, albo stworzył jakiś portal do niego - powiedział Jace.
Czarownik popatrzył na niego, jak na skończonego idiotę. Potem zamyślił się chwilę, potarł lekki, jednodniowy zarost i rzekł:
- Przykro mi, ale takiej ilości osób nie jestem w stanie przenieść. Nawet nie chcę pytać skąd przyszedł wam do głowy tak kretyński pomysł. To wyprawa gwarantująca bolesną śmierć.
- Jak to nie jesteś w stanie?! - oburzył się blondyn. - Uważasz się za Wysokiego Czarownika Brooklynu, a nie możesz otworzyć zwykłego portalu?
- Zamilcz, jeśli ci życie miłe Herondale. Nie jesteś czarownikiem i nie wiesz ile mocy potrzeba, żeby wykonać coś takiego.
- To co w takim razie proponujesz? - wtrąciła się Isabelle.
- Portale, które by was przeniosły do Piekła są według mnie zbyt daleko. To tylko strata czasu. Proponowałbym udanie się do Jasnego Dworu.
Wszyscy zamilkli rozważając słowa Magnusa. Nikomu się nie podobał ten pomysł. Faerie potrafią przechytrzyć nawet osoby, które wiedzą, co potrafią te stworzenia i są w tych sprawach doświadczone. Jace wiedział, że nie wytrzyma ani dnia więcej ze świadomością, że Clary jest sama w Piekle. Postanowił, że choćby miał iść sam, to pójdzie i pomoże jej się stamtąd wydostać.
- Nie wiem, jak wy, ale ja w to wchodzę - powiedział.
- Nie zostawię cię samego, a wiem, że jak coś postanowisz to nie da się wybić ci tego z głowy - stwierdził Alec.
- Nie przegapię okazji, żeby zwiedzić Piekło - zaśmiała się złowieszczo Isabelle.
- Nie wierzę, że to mówię, ale idę z wami - rzekł posępnie Michał.
- No to na co jeszcze czekamy? Idźmy - ponagla Jace.
Pożegnawszy się z Magnusem, Nocni Łowcy wraz z archaniołem poszli do Królowej Jasnego Dworu.
Po chwili namysłu wszyscy przytaknęli i ruszyli od razu w kierunku Brooklynu. Pierwszy szedł Alec wraz z Jace' em, a za nimi Isabelle i Michał. Przez całą drogę panowała między nimi cisza. Stojąc przed mieszkaniem czarownika, Alec podszedł do drzwi i przycisnął guzik od domofonu. Słuchając jednostajnego dźwięku, wydawanego przez urządzenie, wszyscy nadal byli milczący. Po około minucie odezwał się Magnus:
- Halo? Kto mówi? - Głos miał niewyraźny, jakby dopiero wstał z łóżka.
- Tutaj Alec i ... - zaczął Lightwood, ale przerwał mu Bane.
- Och to ty - powiedział rozweselonym głosem. - Wejdź do środka mój błyszczący diamenciku.
Cisza, która do tej pory panowała, została zażegnana przez śmiech Jace' a i Isabelle. Nawet archanioł Michał uśmiechnął się pod nosem. Alec spalił buraka. Drzwi lekko się zatrzęsły i zaskrzypiały, po czym się lekko uchyliły. Chłopak chwycił za klamkę i otworzył je szerzej. Jace podszedł do parabatai i lekko chwycił go za ramię ocierając łzy wywołane śmiechem.
- Nie przejmuj się. To wcale nie było takie zabawne i poniżające. - Widząc minę przyjaciela sprostował nadal się lekko uśmiechając. - No może trochę.
Przemierzając ogromny dom czarownika, Alecowi wrócił normalny kolor skóry i nawet się lekko rozchmurzył. Michał rozglądał się dookoła ze zmrużonymi oczami, jakby zaraz miało się na niego coś rzucić. Cały był spięty i nachmurzony. To on najdłużej protestował, żeby tutaj przychodzić. Alec prowadzi całą grupę do salony, gdzie zwykle spotyka się z Magnusem. Wchodząc do środka zauważają czarownika, który układa sobie włosy.
- Nie chciało mi się przebierać. Jednak sądzę, że tobie to nie będzie przeszka... - przerwał widząc, że Alec nie przyszedł sam.
Czarownik lekko się speszył, co zauważył wyłącznie Lightwood. Pstryknął palcami i jego szlafrok zmienił się w elegancki, błyszczący garnitur. Podszedł do fotela usiadł i spojrzał na swoich gości badawczym wzrokiem, zatrzymując go trochę dłużej na Michale.
- Usiądźcie proszę - powiedział Bane wykonując ręką nieokreślony ruch w powietrzu. Zaczekał, aż wykonają prośbę, po czym mówił dalej: - Co was do mnie sprowadza?
- Chcielibyśmy, abyś swoją magią przeniósł nas do Piekła, albo stworzył jakiś portal do niego - powiedział Jace.
Czarownik popatrzył na niego, jak na skończonego idiotę. Potem zamyślił się chwilę, potarł lekki, jednodniowy zarost i rzekł:
- Przykro mi, ale takiej ilości osób nie jestem w stanie przenieść. Nawet nie chcę pytać skąd przyszedł wam do głowy tak kretyński pomysł. To wyprawa gwarantująca bolesną śmierć.
- Jak to nie jesteś w stanie?! - oburzył się blondyn. - Uważasz się za Wysokiego Czarownika Brooklynu, a nie możesz otworzyć zwykłego portalu?
- Zamilcz, jeśli ci życie miłe Herondale. Nie jesteś czarownikiem i nie wiesz ile mocy potrzeba, żeby wykonać coś takiego.
- To co w takim razie proponujesz? - wtrąciła się Isabelle.
- Portale, które by was przeniosły do Piekła są według mnie zbyt daleko. To tylko strata czasu. Proponowałbym udanie się do Jasnego Dworu.
Wszyscy zamilkli rozważając słowa Magnusa. Nikomu się nie podobał ten pomysł. Faerie potrafią przechytrzyć nawet osoby, które wiedzą, co potrafią te stworzenia i są w tych sprawach doświadczone. Jace wiedział, że nie wytrzyma ani dnia więcej ze świadomością, że Clary jest sama w Piekle. Postanowił, że choćby miał iść sam, to pójdzie i pomoże jej się stamtąd wydostać.
- Nie wiem, jak wy, ale ja w to wchodzę - powiedział.
- Nie zostawię cię samego, a wiem, że jak coś postanowisz to nie da się wybić ci tego z głowy - stwierdził Alec.
- Nie przegapię okazji, żeby zwiedzić Piekło - zaśmiała się złowieszczo Isabelle.
- Nie wierzę, że to mówię, ale idę z wami - rzekł posępnie Michał.
- No to na co jeszcze czekamy? Idźmy - ponagla Jace.
Pożegnawszy się z Magnusem, Nocni Łowcy wraz z archaniołem poszli do Królowej Jasnego Dworu.
***
Clary dotarła do miasta. Wyglądało nienaturalnie na tle wszechobecnego pustkowia. Niepewnie wkraczając w główną ulicę spostrzegła, że dookoła nie ma żywej duszy. Nikt nie przechadza się chodnikiem, jak to bywa w większości ziemskich miast. Okna budynków są pozabijane deskami. Niektóre drzwi są połamane i spróchniałe. Domyśla się, że to miejsce jest niezamieszkane, a przynajmniej ma taką nadzieję. Mijając kolejne ruiny dawnych domów i sklepów, Clary postanawia, że zatrzyma się tutaj, aby odpocząć. Coraz bardziej doskwiera jej głód i pragnienie. Weszła najciszej, jak potrafiła do kamienicy obok siebie. Przypomniała sobie, że ma swoją stelę w kieszeni, więc ją wyciągnęła i narysowała sobie kilka przydatnych run. Wnętrze budynku nie wyglądało lepiej niż front. w każdym pomieszczeniu podłoga była pokryta grubą warstwą kurzu i niekiedy popękana. Meble były w większości połamane i poprzewracane. Tapety na ścianach wyblakły już dawno temu. Clary wzdrygnęła się lekko. Jest tu upiornie. Mimo to nie może wybrzydzać, musi się gdzieś przespać chociaż parę godzin. Na dole nigdzie nie znalazła pomieszczenia z łóżkiem, dlatego wchodzi na górę. Przypuszcza, że gdyby nie runy, zapewne każdy schodek by skrzypiał pod ciężarem jej ciała. Na górze są tylko dwa pokoje. Weszła do tego po lewej stronie. Zdziwiła się, widząc schludne, wyglądające na nowe biurko oraz szafę. Podłoga była wręcz błyszcząca. Instynkt podpowiada jej, żeby stąd jak najszybciej uciekać, zanim wróci osoba, która tu mieszka, bo nie uwierzyłaby, że nikt tu nie mieszka. Odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia, ale drogę zastąpił jej wysoki mężczyzna. Clary wypuściła cicho powietrze, nie zdając sobie sprawy, że do tej pory je wstrzymywała. Chyba pomyliła się, co do wieku osoby przed sobą. To nie jest mężczyzna, to chłopak, który może nawet jest w jej wieku, chyba że to tylko zmyłka demona. Demon uśmiechnął się, pokazując rząd śnieżnobiałych oraz prostych zębów.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - spytał wesoło.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - spytał wesoło.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć wszystkim, którzy to czytają. Wiem, że mnie długo nie było. Z racji, że są już wakacje, sądzę, że będę miała więcej czasu na bloga. No chyba, że wena da w łeb, ale może nie. Pozdrawiam tych, którzy wytrwali te miesiące nieobecności. ♥