poniedziałek, 12 października 2015

Smutek

   Po raz kolejny was przepraszam. Myślałam, że jak wrócę do szkoły to będę miała więcej czasu i chęci na pisanie rozdziałów. Myliłam się. Materiału mnóstwo, czasu mało, ciągle uciekająca wena. Chyba wiecie z czym to się wiąże? Rozdziały będą bardzo rzadko, bo po prostu nie dam rady. Zaniedbałam tego bloga. Bardzo mi smutno, ale nic na to nie poradzę. Jeśli mnie opuścicie to rozumiem. Sama nie wiem, czy bym czytała takiego bloga, w którym pisarka tak się do tego nie przykłada.


Przepraszam :'(

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 24: Siła woli

   Znowu ta ciemność. Próbuje się z niej wyrwać. Nic się nie stało. Nie udało się. Jak to możliwe, że nie czuła nic. Przy żadnej utracie przytomności tak nie miała. Umrzeć też nie mogła, bo by jej tu nie było. Byłaby w Niebie lub Piekle. Spróbowała się jeszcze raz postawić ciemności. Znów niepowodzenie. Bezradnie rozejrzała się dookoła, aż zobaczyła przed sobą dwie pary żółtych ślepi. Cofnęła się trochę przerażona. Chwilę później stał przed nią ten sam demon, który ją opętał. Tyle, że teraz ma żółte oczy. Patrzył na nią z radością i rozbawieniem. Ona zaś była wściekła i przerażona.

-Wieszzzz gdzzie jesteśmyy? - zasyczał.

Clary tylko pokręciła głową. Nie czuła się na siłach, aby się odezwać. Nie chciała, żeby jej głos zadrżał.

-Przzzzebyyywamyy w tttwojejjj duusszzzyyy - oznajmił. - Too odd ciiieebiieee zależżżyyy, jakkk długooo zajjjmie mii opanowanieee twojegooo ciałaaa w całościii.

-Nigdy się nie poddam demonie! - krzyknęła. Była zadowolona, że jej głos był silny i pewny. - Będę walczyć do końca!

-Hmmm będzieee ciekawieee - zaskrzeczał i rozpłynął się w ciemności.

Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę w miejsce, w którym przed chwilą był jeszcze demon. Po czym próbowała po raz kolejny wydostać się stąd. O dziwo udało się jej to. Znowu mogła poczuć wszystko dookoła. Zapach proszku do prania, czyjś głos i materac pod sobą. Dalej nie mogła się obudzić, ale nie obchodziło jej to. Ważne, że panowała nad swoim ciałem. Nie wiedziała, jak długo to jeszcze może potrwać. Arakiel wyraźnie się z nią drażnił. Chciał dać jej satysfakcję, że jest silniejsza od niego. Zdawała sobie z tego sprawę. Dopiero teraz czuła obecność demona w sobie. Było to dziwne uczucie, jakby ciężar na duszy. Nienawidziła Valentina jeszcze bardziej. Gdyby stał obok niej bez mrugnięcia okiem by go zabiła. I zrobi to. Musi. Tylko najpierw musi pozbyć się demona ze swojego ciała. Może Magnus jej pomoże. Pierwszą podstawową rzeczą jest wybudzenie się. Za wszelką cenę musiała się obudzić i nie stracić panowania nad własnym ciałem, bo inaczej zostanie tu już na zawsze. Z całych sił próbuje się obudzić. Pierwsza próba nic, druga i trzecia także, dopiero za szóstym razem zaczęła się przebudzać. Ledwo co mogła unieść powieki, ale się nie poddawała. Z ogromnym wysiłkiem udało jej się w pełni otworzyć oczy. Obraz był z początku kompletnie zamazany, ale po chwili zaczął się wyostrzać. Czuła ogromną suchość w gardle.Każda część ciała ją bolała. Chciała się podnieść, rozejrzeć dookoła, cokolwiek. Nie mogła wykonać jednak najmniejszego ruchu, ponieważ towarzyszył temu niesamowity ból. Pozostało jej wpatrywać się w sufit i czekać, aż ktoś przyjdzie tu do niej i jej pomoże.

Leżała tu bez ruchu kolejną minutę, godzinę? Nie wiedziała ile już minęło. Jedynym odgłosem jaki dochodził do jej uszu było tykanie zegara. Tik tak tik tak i tak na okrągło. Zaczęły jej się z powrotem zamykać oczy ze znudzenia i zmęczenia. Nie znosiła czekać.Kiedy miała już odpłynąć w sen obudziły ją krzyki dochodzące zza drzwi. Wytężyła słuch na ile mogła, żeby usłyszeć chociaż trochę rozmowy, a może nawet kłótni. Po chwili rozpoznała głosy kłócących się osób. Był to jej brat i Jace. Nie mogło wyniknąć nic dobrego z tego połączenia.


***


-Daj mi do cholery wejść do środka! Tam jest moja siostra idioto! - darł się Jonathan.

Jace nie ruszył się jednak nawet na krok. Nadal stał z założonymi rękami w drzwiach izby chorych nie przepuszczając chłopaka. Patrzył na niego surowym i wrogim wzrokiem.

-Nie pójdziesz do niej! Ciesz się, że nie zamknęliśmy cię w celi, tylko możesz swobodnie chodzić po Instytucie. Nie zasługujesz na to! - odpyskował Herondale.

-To już nawet nie mogę wiedzieć co jest z moją siostrą?! Masz mnie do niej wpuścić po dobroci albo sam wejdę. - Widać było, że traci cierpliwość, jego oczy przybierały czarną barwę.

-Chciałeś ją zabić! Nie zasługujesz na miano jej brata! - wykrzyknął ze złością.

Jace posunął się o jedno zdanie za daleko, ponieważ Jonathana oczy zrobiły się kompletnie czarne. Czerń zajęła całe jego oczy, nie tylko tęczówkę. Nie mógł opanować ogarniającej go złości. Przybliżał się do Herondale' a powoli, dłonie miał zaciśnięte w pięści. Jace przybrał pozycję do walki. Jednak nie przyjął żadnego ciosu, został jedynie mocno odepchnięty od drzwi. Na tyle mocno, że przewrócił się i upadł boleśnie na plecy. W tym czasie Jonathan otworzył szybko drzwi od izby i wszedł do środka.


***  


   Kłótnia ucichła. Niewiele słyszała. Zaledwie pojedyncze słowa. Nagle dało się słychać spory huk i jęk bólu. Bardzo chciał się w tym momencie, odwrócić i podnieść, ale nie mogła. Ból był nadal zbyt silny, w dodatku zaczynało ją piec czoło, nie wiedziała dlaczego. Bardziej poczuła niż usłyszała, że ktoś się do niej zbliża. Mimo ogromnego bólu odwróciła głowę. Zobaczyła na sąsiednim łóżku siedzącego Jonathana, który się w nią wpatruje. Przeraziło ją to. Nie to, że to on przyszedł, tylko to, że jego oczy były czarne, a nie zielone. Wyraźnie było widać, że próbuje się uspokoić.

-Jonathan? - powiedziała ledwo słyszalnie Clary. Gardło miała suche jak pieprz. 

Chłopak momentalnie oprzytomniał. Skupił na niej jeszcze bardziej swój wzrok. Patrzył się na nią z troską i smutkiem. Czarny kolor z oczu powoli zaczął znikać. Miał właśnie coś powiedzieć, gdy nagle dziewczyna zaczęła przeraźliwie kaszleć, pochyliła się na krawędzi łóżka i zaczęła wymiotować krwią. Przerażony Morgenstern zachował mimo wszystko zimną krew i narysował jak najszybciej na siostrze Iratze. Już po chwili kaszel ustał, a Clary opadła zmęczona na poduszkę.Cała była spocona i rozgrzana.Oddychała ciężko i głęboko. Jonathan patrzył na nią uważnie. Był przygotowany na wszystko. Gdy oddech Clary wrócił do normy odwróciła się w stronę brata i miała zamiar wstać. Jednak chłopak popchnął ją z powrotem na poduszki.

-Nie możesz wstawać, musisz odpoczywać - oznajmił.

-Jonathan proszę pomóż mi dojść do mojego pokoju. Zrobię to z twoją pomocą albo sama - odpowiedziała z mocą.

Morgenstern westchnął i bez słowa do niej podszedł po czym wziął ją na ręce. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję. Powoli wyszli z izby chorych. Na podłodze tuż przy drzwiach nadal leżał Jace, który zaczął się podnosić z wyraźnym wysiłkiem. Nie było już szans się gdziekolwiek schować, zaraz ich zobaczy i zacznie wypytywać o wszystko. Dziewczyna patrzyła na to wszystko i domyślała się, co się tu mogło stać. Wszystko ułożyło się w całość, kłótnia, huk, czarne oczy Jonathana. Herondale już wstał wpatrując się zszokowany w Clary.

-Clary co tu się dzieje? - spytał zdezorientowany.

-Jace później ci wszystko wytłumaczę i odpowiem na twoje pytania, ale teraz chcę się położyć w swoim pokoju.

Chłopak sapnął, ale przytaknął. Teraz patrzył się groźnie na Morgensterna i na jego ręce, w których była rudowłosa.

-Ja ją zaniosę do pokoju, a z tobą policzę się później Morgenstern - warknął i zbliżył się trochę

Jonathan nic nie powiedział, spojrzał na siostrę, a widząc, że kiwa głową oddał ją w jego ręce. Nie zamierzał jednak opuszczać jej na krok. Gdy Jace zaczął wchodzić po schodach, dogonił ich i trzymał się z boku, aż dotarli do pokoju Clary. Przez całą drogę nikt nic nie mówił. Jonathan otworzył drzwi, a Jace położył dziewczynę delikatnie na łóżku. Clary spojrzała w stronę drzwi w poszukiwaniu brata, lecz jego już nie było. Herondale też miał już wychodzić, ale zawrócił, przypominając sobie coś.

-Chciałem tylko cię poinformować, że twój brat ma pokój obok ciebie - odparł bez emocji i wyszedł zamykając drzwi.

Znowu przybrał typową dla niego maskę. Clary nie miała siły na nic, także leżała bezczynnie i wpatrywała się w sufit. Zastanawiała się jak w tak krótkim czasie wszystko może się pozmieniać. Nie żałuje mimo wszystko, że poznała ten świat, ponieważ w końcu ma  swojego wymarzonego starszego brata. Jonathan jest według niej wspaniałym bratem. Nie oddałaby go za nic. Nie wiedziała, jak teraz wszystko się ułoży, bo się nie ułoży. Demon jak na razie nie daje o sobie znać. Wie jednak, że on tam jest i już niedługo zaatakuje ponownie, a wtedy może nie mieć tyle siły by go pokonać. Ta myśl nie była zbyt pocieszająca.

Po około godzinnym rozmyślaniu Clary postanowiła w końcu wstać, a przynajmniej spróbować. Podniosła się powoli trzymając się krawędzi łóżka. Po chwili puściła się, ale to nie był dobry pomysł, ponieważ nogi się pod nią ugięły i zakręciło się jej w głowie. Mimo tego, trzymając się ściany szła powoli w kierunku łazienki. Wymagało to od niej nie lada wysiłku. Po dotarciu do umywalki pierwsze co robiła to umyła twarz i zęby. Następnie oparła dłonie na brzegach umywalki i spojrzała w lustro. Jej twarz była mizerna, blada, a przez to bardziej widoczne były jej piegi. Pod oczami miała sine cienie, usta były zaś bardzo suche. Patrząc tak na siebie ujrzała na swoim policzku czarną plamkę. Odkręciła wodę i próbowała ją zmyć, ale nie udawało się jej to. Po chwili plamka się powiększyła i po krótkim czasie jej odbicie było demonem, który w niej drzemał. Teraz uśmiechał się do niej ukazując rząd ostrych jak brzytwa zębów. Dziewczyna zakryła usta dłonią powstrzymując pisk.

-Witttaajjjj Clarissssoo. Chciiiiaaaałłłeeeemm ciiii pooowieeeedziiieć, żeee jeeślii poowieeesz kkoomukolwiek o mnieee to ciiiię zaaaabiję oooorrraaaazz twoooiichh blissskkkiich. Wieeesszzz ttyyyylllkooo tyyy i twójjj brraaat i tttakk maaa pozzzoostać. Miiiiłłłeeeegoooo dniiiiaaa życzzzzęęę.

Zaraz po tym, jak to wysyczał zniknął. Spoglądając w lustro Clary przeraźliwie krzyknęła. Nie umiała ukryć przerażenia. Mimo bólu gardła krzyknęła bardzo głośno. Oniemiała uderzyła z impetem w ścianę i przyłożyła dłoń do ust. Chciała powstrzymać cisnące jej się do oczu łzy. Wtem usłyszała huk otwieranych drzwi. To Jonathan do niej przybiegł. No tak, miał pokój obok. Chłopak wbiegł szybko do łazienki i spojrzał na Clary.

Co się sta... - Nie dokończył widząc wyciągniętą rękę siostry w stronę lustra.

W tej właśnie chwili oboje patrzyli na lustro. Jonathan szczerze oniemiały, a Clary załamana. Dziewczyna była na skraju płaczu.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Taka długa nieobecność....
No cóż szkoła, tyle mogę powiedzieć :(
Oceniajcie rozdział. Przyjmę każdą krytykę.
Jak myślicie, co będzie dalej?


Pozdrawiam i do następnego <3






sobota, 5 września 2015

Szkoła

Nwm kiedy ogarnę na dobre bloga. Muszę czytać krzyżaków i takie tam. Piszę codziennie rozdział po trochu, ale to zajmuje długo czasu, także nwm kiedy bd pojawiać się rozdziały.


Przepraszam :'(

wtorek, 25 sierpnia 2015

LBA

Dziękuję za kolejną nominację ;3 


Tym razem dziękuję  Tysja

Pytania od Tysji:  
1. Ulubione słodycze.

Lody i gorzka czekolada ♥

  2. Twoje motto.

 ,,Żyj życiem ziomuś.
Jakby każda minuta miała być pierwszą
I jakby każda minuta miała być ostatnią" Sulin- Jedna minuta

  3. Czego się boisz?

 Że stracę bliskie mi osoby
  4. Która część DA jest twoją ulubioną? Dlaczego?

 Myślę, że ostatnia część najbardziej do mnie przemawia. Hmm dlaczego. Chyba dlatego, że było w niej dużo akcji, Jonathana i Clace ;D <3
  5. Jaką książkę chciałabyś mi polecić?

 Seria ,,Oddechy" 
Niesamowite trzy książki, które wciągają w ich świat i nie wypuszczają. Pierwsza część to ,,Powód by oddychać". Polecę ci także ,,Utrata" to także świetna książka.
  6. Ulubiona roślina.

 Lawenda
  7. W jakim mieście mieszkasz?

 Szczebrzeszyn :D
  8. Jakiś fakt o Tobie.

 Czasami za bardzo daję się ponieść uczuciom ;) 




niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 23: Rytuał cz. 2

   Czuła, że odzyskuje przytomność. Powoli uchyliła swoje powieki. Obraz przed jej oczami był rozmazany. Zamrugała kilka razy. Kiedy nabrała ostrości widzenia próbowała wstać, jednak coś jej to uniemożliwiało. Okazało się, że jest unieruchomiona przez skórzane pasy, które od wewnątrz były chłodne. To były łańcuchy. Clary się mimo wszystko zdziwiła, bo przecież nie była, aż tak silna, żeby rozerwać skórzane pasy. Po co te łańcuchy? W dodatku miała na ustach jakiś skórzany kaganiec. Inaczej nie mogła tego nazwać. Z powodu ograniczonej swobody ruchu musiała nieźle wychylić głowę, żeby mogła zobaczyć, gdzie w ogóle jest.Pomieszczenie nie było duże. Znajdował się tam stół, na którym była przykuta dziewczyna, obok stołu stał mały stoliczek z jakimiś strzykawkami, na betonowych ścianach były półki po brzegi zastawione jakimiś fiolkami, słoiczkami i butelkami. Clary zaczęła intensywnie myśleć. Gdzie ona jest? Przecież kojarzy to miejsce. Rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu. W końcu ją olśniło. Jej zen z matką i Valentinem. Tamten pokój był bardzo podobny. Mimowolnie spojrzała w róg pomieszczenia, ale nie ujrzała tam swojej matki. Na szczęście. Jednak to nie podniosło ją na duchu, ponieważ jej chory ojczulek mógł mieć mnóstwo takich pokoi.Nakazała sobie spokój. Wzięła kilka uspokajających oddechów i czekała. Zastanawiała się, czego chce od niej Valentine? Jaki rytuał chce na niej przeprowadzić. Bała się o Jonathana. Ostatnio widziała go nieprzytomnego po tym, jak Morgenstern coś mu wstrzyknął. Nie wiedziała czy już się obudził czy dalej jest nieprzytomny. Czy leży dalej na tamtej podłodze, czy przenieśli go do pokoju. Zaczynało ją irytować to, że na większość zadanych przez siebie w myślach pytań nie znała odpowiedzi. Panika wróciła do niej ze zdwojoną siłą, gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi naprzeciwko siebie. Do środka weszło dwóch podwładnych Valentina. Kogoś nieśli, ale Clary nie wiedziała kto to był ponieważ jeden z nich zasłaniał jej widok. Podeszli do ściany po prawej stronie dziewczyny. Przykuli osobę, którą nieśli do kajdan. Zdziwiona Clary spojrzała jeszcze raz na kajdany. Jak mogła ich nie zauważyć? To pewnie przez ten szok. Przyjrzała się bardziej przykutemu człowiekowi. Czy to Jonathan ?! Nie to niemożliwe?! Dlaczego on tu jest?! Chciała krzyczeć, ale nie mogła wymówić nawet jednego słowa. Mogła tylko bezradnie patrzeć na wszystko dookoła siebie. Ta bezradność ją dobijała. Chciało jej się płakać, ale musiała być silna. Nie mogła okazywać strachu ani słabości. Jak na zawołanie w drzwiach zjawił się Morgenstern z diabelskim uśmiechem na twarzy. Podszedł pewnym krokiem do swojej córki. Zatrzymał się tuż przy jej głowie.

-Jak się spało córeczko? Dobrze? Może chcesz coś powiedzieć - powiedział i zaśmiał się głośno. - A no tak zapomniałem. Nie możesz nic powiedzieć.

Clary patrzyła nienawistnym wzrokiem na Valentina. Cały strach i panika w mgnieniu oka wyparowały, zostawiając samą wściekłość. Zaczęła się szarpać, ale szybko się opanowała widząc rozbawioną minę ojca. O to mu chodziło, chciał ją sprowokować.Czekała cierpliwie na dalszy rozwój sytuacji.


***

Znajdowali się w ogromnej bibliotece. Już od dłuższego czasu prowadzili kłótnie o plan uratowania Clary. W końcu Jace ustąpił i zgodził się na plan Luke' a, ale jak to zwykle bywa coś chłopakowi nie pasowało.

-Ruszajmy w końcu! - wykrzyknął podekscytowany Jace przestępując z nogi na nogę. - Przecież już wiemy, gdzie ona jest. Na co czekamy?!

-Jace uspokój się. Jest druga w nocy, a poza tym moje stado jeszcze nie przybyło - powiedział spokojnie Luke. - Jak wszyscy będziemy w komplecie ruszamy niezwłocznie.

-Jeśli coś jej się stanie nie ręczę za siebie! - warknął chłopak.

-Herondale zamknij się wreszcie! Nie tylko ty się martwisz! - Nie wytrzymała Isabelle. - To nie będzie wina Luke' a, jeśli nawet coś się Clary stanie, tylko Valentina i Jonathana.

-Izzy ty też przeciwko mnie? - spytał zrezygnowany blondyn. - Alec chociaż ty stań po mojej stronie. - Nie doczekawszy się odpowiedzi powtórzył. - Alec?

Wszyscy odwrócili się w stronę Lightwooda, który siedział wygodnie w fotelu patrząc w dal z głupawym uśmieszkiem i jakby zamglonymi oczami. Ocknął się dopiero wtedy, gdy Jace pstryknął swojemu parabatai palcami przed nosem. Zażenowany chłopak rozejrzał się po wszystkich zdezorientowany i lekko się zaczerwienił. nie mógł znieść nagłego zainteresowania się jego osobą.

-Co się dzieje stary? Wyglądasz jakbyś się zakochał - odparł rozbawiony Jace.

-A ty akurat najlepiej wiesz, jak wtedy się wygląda prawda? - odgryzł się ze złością i wyszedł szybko z pomieszczenia.

Oszołomiony Jace stał w miejscu patrząc się na drzwi biblioteki, za którymi zniknął jego parabatai. Nie chciał po sobie tego poznać, ale dotknęły go słowa przyjaciela. Chyba Clary otworzyła mu oczy na wszystko. Wcześniej nie wiedział, jak inni go postrzegają i nawet go to nie interesowało. Przybrał szybko swoją maskę sarkazmu i arogancji.

-Ktoś wie o co mu chodziło? Ja tylko żartowałem - rzekł blondyn.

-On nigdy się tak nie zachowywał. Nie wiem co mu odbiło - powiedziała Isabelle. Zamyśliła się na chwilę po czym dodała dumnie: - Wiem. A co jeśli Alec naprawdę się zakochał?

-Nasz Alec? - spytał rozbawiony Jace.

-A czego by nie? - odparła chmurnie dziewczyna.

-Halo - zawołał niezbyt głośno Luke. - Trochę odbiegliśmy od tematu. Chciałem wam tylko powiedzieć, że sfora i Magnus już są.

-No to ruszamy! - wykrzyknął Jace i wybiegł z biblioteki jak opętany.

Isabelle i Luke tylko przewrócili oczami i ruszyli za nim.

***
Clary patrzyła z przerażeniem na Valentina. Właśnie dowiedziała się na czym miał polegać rytuał. Miał ją zamienić w pół demona, takiego jakim jest Jonathan. Nie mogła w to uwierzyć. W myślach modliła się, aby ktoś ją stąd uwolnił. Ktokolwiek. Domyślała się, że rytuał nie będzie należał do przyjemnych. Nie ukrywała już strachu. Nie było sensu, żeby to robić. Przegrała. Już nie powie Jace' owi, jak bardzo go kocha. Już nie spotka Simona. Już nie będzie tą samą osobą. Valentine krzątał się dookoła niej. Zdołała zauważyć, że namalował wokoło niej pentagram. Na każdym jego ramieniu stała świeca. Na podłodze leżało jeszcze parę fiolek i ogromna księga, a do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna o fioletowej skórze. ,,To na pewno czarownik" - pomyślała.

Czarownik podszedł do pentagramu, podniósł księgę i zaczął mamrotać jakieś łacińskie słowa. Z jego dłoni wyłonił się zielonkawy ogień, który zaczął robić krąg wokoło Clary. Dziewczynę oblał zimny pot. Nagle zerwał się porywisty wiatr. Czarownik mówił coraz głośniej i głośniej. Koło rudowłosej pojawił się czarny dym, który zaczął formować się w przywołanego demona. Po paru minutach koło dziewczyny stał elegancko ubrany mężczyzna.Gdyby nie lekko szarawa skóra, czarne oczy bez białek i ostre długie zęby Clary mogłaby spokojnie go wziąć za zwykłego obywatela. Demon chwile się jej przyglądał by potem przenieść wyrok na czarownika. Valentine przyglądał się temu wszystkiemu z uśmiechem.

-Kkkkktttooo wzzzyyywaa Arrrakiiieeelaaa ?- zaskrzeczał demon.  

-To ja cię wezwałem Arakielu. Chciałbym spytać się ciebie czy chciałbyś opętać ludzkie ciało? - spytał czarownik.

-Kuuussszzząca propozzzycja - odparł Arakiel. - Jednak co będę z tego miał?

Czarownik miał się znowu odezwać, gdy wtrącił się Valentine.

-Arakielu nie mów mi, że nie chciałbyś opanować Nocnego Łowcy - podsunął.

-Czzzy ttto ciiiebiie maam opętttttać? - spytał lekko zszokowany demon.

-Ależ oczywiście, że nie mnie, lecz moją córkę, Clarissę. - To rzekłszy wskazał na dziewczynę. - Jedyne co musisz robić to spełniać moje rozkazy. O nic więcej nie proszę.

Arakiel patrzył przez dłuższy czas na Morgensterna rozważając tą propozycję. Dawno już ktoś go nie wzywał. Chciał się w końcu zabawić, a teraz miał okazję. Grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Jednak wykonywać rozkazy nędznego Nefilim? To nie w jego stylu. Podjął już decyzję. Spojrzał na skrępowaną i przerażoną dziewczynę. Jakże przyjemne będzie jej cierpienie, gdy będzie ją opętywał. Przeniósł swój wzrok na Valentina.

-Podjjjąłemmm juuuż deeecyyyzjjję - rzekł. - Przzzyyyjjjmujjję ttttwojjją prrropozzzycjjję.

Morgenstern uśmiechnął się zadowolony. Wyprosił czarownika i zwrócił się do demona.

-Czyń swoje powinności - powiedział szczerząc się.

Arakiel zaskrzeczał przeraźliwie i przeobraził się w czarną mgłę. Szybko zbliżył się do Clary i wniknął w jej pierś. Na początku nic nie poczuła, jedynie lekkie mrowienie. Ale zaraz potem jej ciało ogarnął niewyobrażalny ból. Zaczęła się miotać jak szalona. Próbowała wydostać się z pęt krępujących jej ciało. Wydawała z siebie nieludzkie odgłosy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Miała mroczki przed oczami. Oddychała nierówno. Jej ciało dostało niepohamowanych drgawek. Ogromnie chciała drapać całe swe ciało, ale nie mogła. Czuła się jakby płonęła od środka. Jej głowa wyginała się pod dziwnymi kątami. Morgenstern wiedząc co się dzieje oswobodził ją z kagańca. Zaczęła pluć krwią. Valentine wygiął jej głowę tak, aby nie się nie udławiła i w skutku nie udusiła. Był niewzruszony na krzyki i błagania córki. Po długich męczących minutach Clary nie miała na nic siły. Nadal wszystko ją bolało, jednak nie tak piekielnie, jak wcześniej. Czuła metaliczny posmak krwi w ustach. Brała głębokie oddechy, aby się uspokoić. Najdziwniejsze było to, że nie czuła w sobie obecności demona, tak jak tłumaczył jej to Jonathan. Właśnie Jonathan, zapomniała o nim. Szybko wykręciła głowę w stronę chłopaka. To nie był dobry pomysł, gdyż cały obraz się jej zamazał przed oczami. Po paru mrugnięciach odzyskała ostrość widzenia. Jonathan dalej był przykuty do ściany, lecz już nie spał. Próbował wyrwać łańcuchy krępujące go, ale nie dał rady. Metal zazgrzytał. Otwierał usta w niemym krzyku. Clary nie wiedziała o co chodzi. Dopiero po chwili dostrzegła na szyi brata runę. To przez tę runę chłopak nie mógł nic powiedzieć. Patrzyła bezradnie w zdesperowane oczy brata. Widziała w nich wściekłość i nieopisany ból. Nagle dziewczyna syknęła z bólu. Odwróciła głowę momentalnie i ujrzała Valentina wstrzykującego jej coś dożylnie.

-Co to do cholery jest? - spytała. Nie poznała swojego głosu. Był słaby i zachrypnięty.

-Muszę dokończyć rytuał opętania. Po wstrzyknięciu ci tych substancji twoja siła woli osłabnie, a demonowi będzie łatwiej całkowicie cię opętać - odparł spokojnie Morgenstern. - Jeszcze zostało mi tylko to. Po tym, jak wstrzyknę ci ten płyn nie będziesz mogła pokonać Arakiela, chyba że byś się zabiła, a do tego na pewno nie dojdzie.

Wziął do ręki kolejną strzykawkę i przybliżył igłę do skóry Clary. Dziewczyna zamknęła oczy, a po jej policzku pociekła jedna samotna łza. Zapewne ostatnia w jej życiu. Przecież demony nie mają uczuć. A tym się zaraz stanie. Demonem. Już czuła igłę na skórze, gdy rozległ się niesamowity huk. Ktoś rozbił ścianę. Valentine poleciał na podłogę, a strzykawka upadła obok niego. Szkło pękło, a substancja wyparowała błyskawicznie. W powietrzu unosił się pył. Ktoś podszedł do Clary. Odpiął pasy krępujące jej ciało. Dziewczyna czuła, że traci przytomność. To niemożliwe, jak szybko zawsze odpływa. Próbuje walczyć z tym z całych sił. Wie jednak, że nie da rady. Nie wie, kto ją trzyma. ma za ciężkie powieki, by je podnieść. Przed tym, jak utraciła kontakt z rzeczywistością udało się jej wydusić to ostatnie zdanie.

-Uwolnijcie Jonathana i Jocelyn, proszę.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Udało się w końcu. Nienawidzę swojego komputera! Wy pewnie też mnie znienawidzicie. Rozdziały pojawiają się bardzo nieregularnie i są marne. Wiem, że przeprosiny nic tu nie zdziałają.
Jest mi bardzo przykro ;c


Kolejny rozdział postaram się w miarę możliwości dodać jak najszybciej, ale wiecie jak to jest...



Pozdrawiam Was serdecznie (Jeśli ktoś jest) <3
  

sobota, 22 sierpnia 2015

LBA TAG

 Bardzo dziękuję za kolejną nominację. Tym razem mam zaszczyt podziękować Unlucky Girl.
 Dziękuję! :*

 LBA
  Pytania od Unlucky Girl: 

 1. Gdybyś mogła/mógł posiadać jedną wyjątkową umiejętność, jaka to by była?




Czytanie w myślach ;) 
  2. Rodzina czy przyjaciele?


Rodzina, bo przyjaciele to jak rodzina. 
3. Ostatnia książka, przy której płakałaś/eś? 
 ,,Utrata" Rachel Van Dyken
Piękna książka, polecam ♥


4. Ulubiony cytat.


,,Czasami koniec bywa początkiem"  Utrata
 

5. Ulubiona książka.


Nie mam ulubionej ;/ Wszystkie kocham
 

6. Twoja największa zaleta?

Hmmm chyba empatia
 

7. Co zabrałabyś/zabrałbyś na bezludną wyspę?

Jakby się dało to przyjaciół :D
 

8. Ile masz lat?


14 ;) Idę do 2 gimnazjum
 

9. Największe marzenie?

Mieć kochanego chłopaka :D
 

10. Co Cię inspiruje?


Pisałam to w poprzednim LBA ;)
 

11. Na jakiej planecie chciałabyś/chciałbyś mieszkasz?

Na Ziemi ;p 




 TAG

1.Wolisz czytać trylogię, czy powieści jednotomowe?
Trylogię
2.Wolisz czytać autorki czy autorów?
Jest mi to obojętne
3.  Empik czy księgarnie internetowe?
Księgarnie internetowe
4. Wolisz ekranizację typu film czy typu serial?
Hmm chyba serial, ale nie jestem pewna
5.Wolisz czytać pięć stron dziennie czy pięć książek tygodniowo?
Pięć książek tygodniowo
6.Wolisz być recenzentem czy autorem?
Autorem
7.Wolisz w kółko czytać dwadzieścia książek, czy sięgać po nowe?
Sięgać po nowe
8.Wolisz być bibliotekarzem czy sprzedawcą książek?
Bibliotekarzem
9. Ulubiony typ literatury czy wszystko poza?
Ulubiony :3
10.Książka fizyczna czy e-book?
Fizyczna

LBA i moja biblioteczka

Dziękuję po raz kolejny Veronice Hunter za nominację. <3
Pytania od Veroniki Hunter:

1. Jak wygląda twoja biblioteczka? Wstaw zdjęcie lub napisz tytuły swoich perełek (książek).


Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy I,II,III 
Najstarszy
Seria Dary Anioła 
Diabelskie Maszyny
Kroniki Bane'a 
Anielski Ogień
Seria Szeptem 
Seria Wybrani
Utrata
Seria Oddechy 
Seria Mroczne Umysły 
Kuszenie 
Zniszcz ten dziennik
Przed Świtem
Przyjaciele na zawsze 
Czy niedźwiedzie polarne czują się samotne? 
Inna? 
Kwiaty na poddaszu
Okaleczeni 
Notes Wędrowycza
Sekretny język kotów
Opium w rosole 
 

2. Co cię najbardziej inspiruje i motywuje do dalszego pisania?
Inspiracje napisałam w poprzednim LBA, a motywujecie mnie Wy i Wasze komentarze oraz moi przyjaciele. 
 

3. Masz jakieś zwierzątko? Jeśli tak to jakie? A jeśli nie, to jakie byś chciała mieć?
Mam psa i kota :3
 

4. Co robisz kiedy masz doła?
Idę wyjść się przejść gdzieś albo idę do przyjaciółki. Ona mnie zawsze pocieszy. 
 

5. Jaka piosenka wpadła ci ostatnio w ucho?
Sulin- Jedna minuta 
 

6. Na co najbradziej zwracasz uwagę, kiedy słuchasz jakieś piosenki? Tekst? Autor?
Sens tekstu i melodia. 
  

7. Jakie są według ciebie zalety chodzenia do szkoły?
Poznawanie nowych ludzi, zgłębianie wiedzy i rozwijanie pasji.
 

8.  Do czego masz słabość? Wymień trzy najważniejsze rzeczy...
Do blondynów :3 
Do książek ♥
Do czekolady ♥  
 

9. Jakie jest twoje największe marzenie, ale tym razem chodzi mi o wyobraźnie. Nie muszą to być rzeczy związane z rzeczywistością.
Poznanie bohaterów z książek i związanie się z jednym z nich :3 
 

10. Kiedy pierwszy raz się zakochałaś? W której klasie?
To chyba było... w 3 klasie podstawówki 
 

11. Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
Zaczęła się naturalnie od czytania książek. Potem tworzyłam coraz więcej opowiadań w zeszycie, aż w końcu założyłam tego oto bloga :D 
Znowu nikogo nie nominuję :'(  

LBA

 Z całego serca dziękuję Veronice Hunter za nominację do LBA mimo, iż ostatnio zaniedbałam bloga. Nie wiem co powiedzieć, DZIĘKUJĘ ♥


 Pytania od Veroniki Hunter: 

1. Co czujesz publikując nowy post na swoim blogu?

Czuję ogromną radość. Radość, że ktoś czyta moje nędzne opowiadanie. I choć często zawodzę czytelników, oni zawsze są ze mną. Dziękuję Wam za to.
  2. Kim byś chciał/a zostać w przyszłości? Dlaczego?

Szczerze to nie mam pojęcia. Nie mam planów na przyszłość ;/ 
  3. Co cię inspiruję, że dostajesz nowych pomysłów?

Przede wszystkim różne sytuacje z mojego życia i życia przyjaciół. Pobliski las też mnie bardzo inspiruje. ;) 
  4. Wyobrażasz/planujesz sobie czasami fabułę ostatniego rozdziału twojego bloga?

Nie, ponieważ nie wiem jeszcze, kiedy zakończę bloga. Chociaż coś już nad tym myślałam. 
  5. Jak wpadłaś na pomysł, aby zacząć pisać opowiadanie?

Po skończeniu serii Dary Anioła stwierdziłam, że nie spodobało mi się to, że Jonathan umarł ;(
Chciałam także spróbować stworzyć coś swojego. Widziałam tyle wspaniałych blogów o DA, że też postanowiłam spróbować. 

  6. Twój ulubiony owoc?

Zdecydowanie jabłko ;p 
  7. Ulubiony przedmiot szkolny?

To trochę zależy, jaki jest temat i tak dalej, ale chyba W-F 
  8. Pisanie to twoja pasja czy hobby?

Skłaniam się ku pasji. :D 
  9. Jakiej piosenki teraz najczęściej słuchasz?

Zedd - Beautiful Now ft. Jon Bellion

10. Jak wygląda według ciebie idealna randka?

Mnie by nie obchodziło miejsce i tak dalej, tylko czas spędzony z ukochaną osobą ♥ 
  11. Jak oceniasz siebie jako pisarkę w skali 1-10?

Ehh to raczej nie ja powinnam siebie oceniać, tylko Wy mnie. Ale dobrze. Niech będzie. Oceniam się na 4,5, bo nie zasługuję na więcej ;/ 



Przepraszam kochani, ale nikogo nie nominuję  

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział

Udało się wam dobić do 8 komentarzy. Bardzo się z tego cieszę :D
Rozdział wstawię dzisiaj. Mam taką nadzieję. Ostatnio trochę mi komputer szwankuje. Może dzisiaj jednak będzie miał dobry humor. Także spodziewajcie się rozdziału ewentualnie jutro.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie ♥

piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 23: Rytuał cz. 1

   parę dni później 
 
    Leży na swoim łóżku myśląc nad tym, jak pokonać swojego ojca. Wiedziała, że nie ma z nim szans, nawet nie zaczęła szkolenia na Nocnego Łowcę. Miała jedynie nadzieję, że Jonathan pomoże jej w tym zadaniu. Odetchnęła głęboko i pokręciła głową. Stanowczo zabroniła sobie myśleć o ojcu i wszystkim, co się wydarzyło. Jadła właśnie tosty przyniesione do jej pokoju przez służącą, jak co rano. Nadal nie zamierzała jadać w obecności ojca, wiedziała jednak, ze kiedyś to się skończy. Chwyciła leżący na stoliku szkicownik, który dostała niedawno od Jonathana. Rysując myślała o mamie, Isabelle, Alecu, Jace' ie, Simonie, Luke' u i swoim bracie. Uświadomiła sobie, że mimo genów to właśnie te osoby są jej prawdziwą rodziną. Valentine nigdy nie będzie jej ojcem, bo Luke i tylko Luke zasługuje na to, aby nim być. W każdej sytuacji jej pomagał i ją wspierał. Kiedy myśli o swoim ojcu przed oczami staje jej postać Luke' a. Nim się obejrzała rysunek był skończony. Wyciągnęła ręce przed siebie, aby przeanalizować każdy szczegół. Dotknęła palcem rysunkowego Jace' a, który z uśmiechem obejmował ją w pasie. Wszyscy byli uśmiechnięci, szczęśliwi. Jocelyn obejmowała swojego syna, a on patrzył na nią uradowany. Słona łza kapnęła na karton i rozmazała postać Jace' a. Tak bardzo za nimi tęskniła. Chciałaby, żeby ten koszmar się już skończył. Nawet nie wiedziała ile już tutaj przebywa.

Po skończonym posiłku nie przyszła do niej, jak zawsze pokojówka, lecz jakiś osiłek. Na jego widok cofnęła się odruchowo odrobię. On zaś podszedł do niej z chytrym uśmieszkiem. Chwycił ją brutalnie za włosy i pociągnął w górę. Clary syknęła z bólu.

-Chodź ze mną mała. Valentine ma ci coś do przekazania. Lepiej bądź grzeczna - powiedział mocnym i niskim głosem.

Dziewczyna wolała posłuchać mięśniaka, niż zwijać się później z bólu. Wyszli z jej pokoju. Sługa Valentina trzymał swoją rękę na karku Clary. Szli kolejnymi korytarzami. Droga wydawała się nie mieć końca. Palce mężczyzny boleśnie wbijały się w skórę rudowłosej. Zatrzymali się po jakimś czasie przy drzwiach z ciemnego drewna. Weszli do środka. Valentine siedział rozparty wygodnie na skórzanym fotelu. Pomieszczenie okazało się być biurem. Przy każdej ścianie stały jakieś szafki. Na jednej ze ścian widniał obraz. Clary przyjrzała się mu dokładniej. Przedstawiał on rudowłosą kobietę obejmowaną przez mężczyznę o białych włosach, przy nich kucał mały chłopczyk o oczach ciemnych jak węgiel. Nagle ją olśniło. To był Valentine, Jocelyn oraz jej brat Jonathan.Nie mogła się patrzeć na ich szczęśliwe miny, dlatego przeniosła wzrok na Morgensterna. Swoje skupione i przenikliwe spojrzenie miał utkwione w niej. Clary poczuła się bardzo nieswojo. Wzrok ojca przenikał ją na wskroś.

-Usiądź proszę. - Gestem wskazał na fotel naprzeciwko siebie, po czym dodał: - Johnny możesz odejść.

Osiłek ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia. Clary powoli podeszła do fotela i usiadła. Starała się wyglądać na opanowaną. Nie wiedziała czy jej to wychodzi. W środku była kłębkiem nerwów. Bardzo bała się tego spotkania. Dłonie zacisnęła w pięści, aby nie było widać ich drżenia. Czekała niecierpliwie, aż dowie się od Valentina po co ją tu zaciągnął. Jednak on przyglądał jej się w milczeniu. Postanowiła przerwać niezręczną ciszę.

-Po co chciałeś mnie widzieć? Czego ode mnie chcesz? - spytała.

-Jesteś bardzo podobna do Jocelyn - odparł ignorując jej wypowiedź.

Clary wyprostowała się lekko zmieszana. Jej ojciec wstał i odwrócił się do okna. Tkwili w takich pozycjach przez dłuższy czas, aż Valentine odetchnął głęboko, jakby ze zrezygnowaniem i powrócił na swój fotel. Opadł się ciężko na oparcie. Po krótkiej chwili pochylił się do swojej córki.

-Widzisz Clarisso, nie łatwo wybrać pomiędzy rodziną, a sprawiedliwością. Wiem jednak, że zawsze trzeba myśleć o przyszłości i ludzkości, dlatego z przykrością muszę przyznać, że wykorzystam twoje moce do oczyszczenia świata z demonów jakimi są Podziemni.

Dziewczynę zatkało. Nie wiedziała co powiedzieć. Nagle pomyślawszy sobie o Luku wezbrał w niej ogromny gniew.

-Jak możesz nazywać Podziemnych demonami?! Oni są, jak ludzie! Kochają, smucą się i wściekają. Demony nie posiadają takich uczuć! Demony nie mają uczuć! - wydarła się.

-Clarisso nie takim tonem - powiedział groźnie. - A te ,,uczucia", jak to nazywasz, to tylko iluzja. To smutne, jak zamydlili ci oczy tymi wszystkimi kłamstwami.

Clary nie wytrzymała. Poderwała się z fotela, chwyciła kieliszek z winem, który stał na biurku i wylała jego zawartość na Valentina.

-Nic nie wiesz! To ty żyjesz w kłamstwie!

Valentine nie wyglądał na zadowolonego tym obrotem spraw. Zawołał do pomieszczenia Johnny' ego i rozkazał mu trzymać Clarissę tak, aby nie mogła się ruszać. Osiłek wykonał polecenie bez mrugnięcia okiem. Oczy dziewczyny ciskały błyskawicami. Wyglądem przypominała dzikie zwierze zagonione w ślepy zaułek.

-Wielka szkoda, że nie chcesz współpracować. Nie pozostaje mi nic innego, jak wykonać dzisiaj rytuał. W końcu dzisiaj są twoje urodziny. A i na posiłkach będziesz musiała przychodzić do jadalni. Bez żadnych wymówek. Wszystkiego najlepszego Clarisso - powiedział z kpiarskim uśmiechem. - Johnny odprowadź proszę Clarissę do jej pokoju.

-Tak jest Panie - odparł Johnny.

Droga powrotna zleciała szybciej niż można było przypuszczać. Po otworzeniu drzwi do pokoju dziewczyny ona sama została wepchnięta do środka. Sługa Valentina jeszcze się głośno zaśmiał i spojrzał Clary w oczy.

-Mówiłem, żebyś była grzeczna. Mój Pan nie zna litości. Nawet dla rodziny - oznajmił i odszedł pozostawiając ją w oszołomieniu.

Clary patrzyła jeszcze przez chwilę w zamknięte drzwi, a następnie wplątała ze złością zwoje dłonie we włosy. Podeszła do łóżka i ciężko na nie opadła. Zastanawiała się o jakim rytuale mówił jej ojciec. Patrzyła tępo w sufit. Miała tego dosyć. miała dość Świata Cieni. Mimo, że jest Nocną Łowczynią, czuła, że to nie jej miejsce. Czuła się w tym świecie obco. Zamknęła oczy. Była ciekawa co w tym czasie dzieje się w Instytucie. Szukają jej? Żyją własnym życiem, jakby nigdy jej tam nie było? Niestety nie znała odpowiedzi na te pytania. Bała się. Okropnie się bała tego całego rytuału. Najgorsze było to, że wiedziała, że nie ma jak stąd uciec.

Już prawie zasypiała, kiedy usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi. Momentalnie otworzyła oczy. Jonathan spojrzał na nią pytająco. Dziewczyna kiwnęła głową. Chłopak podszedł do jej łóżka i przysiadł na jego brzegu.

-Obudziłem cię? - spytał.

-Nie, jeszcze nie spałam - odparła. Postanowiła zapytać o rytuale swojego brata, może chociaż on coś wie. - Jonathan?

-Hmm - mruknął. 

-Wiesz może coś o rytuałach? Valentine mówił, że przeprowadzi na mnie dzisiaj rytuał, ale nie powiedział nic więcej. Boję się - wyszeptała.

Jonathan spojrzał na nią z widocznym zaskoczeniem. Jego zielone oczy pociemniały z gniewu.

-Ojciec chce przeprowadzić na tobie jakiś rytuał ?! Wiedziałem, że jest nieobliczalny, ale coś takiego?! - wykrzyczał.

Chłopak podniósł się gwałtownie z łóżka. Jego oczy robiły się coraz ciemniejsze. Przerażona Clary również podniosła się, aby spróbować opanować sytuację. Położyła dłoń na ramieniu brata.

-Jonathan uspokój się proszę - powiedziała łagodnie.

On strącił jej ręce, pokręcił głową i wybiegł z jej pokoju trzaskając drzwiami. Zrezygnowana dziewczyna z powrotem położyła się na łóżku. Niczego nowego się nie dowiedziała. Reakcja brata dała jej do zrozumienia, że on wie, co ojciec chce jej zrobić. Bała się jeszcze bardziej, bo Jonathan nie był zachwycony z pomysłu Valentina. Nagle wpadł jej do głowy pomysł. Podeszła do drzwi i je lekko uchyliła. Wysunęła głowę i sprawdziła, czy ktoś jest na korytarzu. Pusto. Wyszła z pokoju najciszej jak mogła. Nie wiedziała czy ktoś jeszcze mieszka na tym korytarzu. Poszła do końca korytarza. Schody.

-Obym tylko się nie zgubiła - szepnęła do siebie.

Ruszyła bezszelestnie po schodach. Kolejne korytarze rozciągały się na dole. Cała rezydencja była, jak labirynt. Clary wybrała prawy korytarz. Skręciła w prawo, potem w lewo, a dalej szła ciągle prosto. Niepokoiło ją trochę, że do tej pory nikogo jeszcze nie spotkała. Może byli na jakiejś naradzie? Cisza była wręcz upiorna. Po chwili rozpoznała ten korytarz. Droga do gabinetu Valentina. Chciała się już wracać, ale usłyszała podniesione głosy dochodzące właśnie z gabinetu. Mimo przerażenia odbierającego jej możliwość ruchu, podeszła bliżej. Głosy stały się wyraźniejsze.

-Jak możesz przeprowadzać na niej rytuał?! Przecież ona może go nie przeżyć! Dla ciebie nie liczy się już rodzina?! - Ten głos należał na pewno do Jonathana.

-Zrozum synu, że nawet jak umrze będziemy mogli przejąć jej moce. Będziemy mogli nareszcie pokonać to słabe Clave i zapanować nad wszystkimi Nocnymi łowcami. Nie chcesz mieć władzy? - odparł Valentine.

-Nie obchodzi mnie żadne Clave! Chcę tylko, aby moja siostra żyła i była bezpieczna!

-Nie tak cię wychowałem! - zagrzmiał. - Co ten rudzielec z ciebie zrobił?! Spójrz na siebie!

Clary oddychała coraz szybciej. Panika zaczęła obejmować jej ciało. Musiała się opanować, bo ją usłyszą. Spokojnie, wdech i wydech.

-Dopiero ona otworzyła mi oczy! Twoje idee są puste i niepoprawne! - wykrzyczał. - Ojcze? Co ty chcesz zrobić?

Zdziwienie w głosie brata sparaliżowało dziewczynę. Co się tam do jasnej cholery dzieje.

-Tak mi przykro. Nie chciałem tego. wybacz - powiedział jakby skruszony Valentine.

Clary nie mogła już dłużej wytrzymać. Otworzyła czym prędzej drzwi i weszła o sztywnych nogach do środka. Sytuacja, jaką tam zastała ją przeraziła. Jonathan miał zdziwioną minę, ale wzrok skupiony. Wyraźnie szukał czegoś, co by mu posłużyło za broń. Najwyraźniej nie miał przy sobie broni. Valentine trzymał miecz uniesiony wysoko w górze mierząc w pierś syna. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej podbiegła do brata i go przytuliła najmocniej, jak umiała.

-Nie! Nie pozwolę ci go zabić! - krzyknęła.

Na twarzy Morgensterna dało się zauważyć zdezorientowanie i oszołomienie, ale szybko zniknął zastąpiony zimnym opanowaniem. Jonathan był przerażony i zupełnie zaskoczony. Valentine opuścił powoli miecz, opierając go o podłogę.

-Clary?! Co ty tutaj robisz?! Musisz uciekać, bo on ... - zaczął.

-O proszę, proszę, kogo my tu mamy. A już myślałem, że będę cię musiał wyciągać siłą z pokoju. Najwyraźniej jesteś głupsza niż myślałem - powiedział Valentine przerywając wypowiedź Jonathana.

Nim ktokolwiek zdążył się zorientować Valentine stał koło Jonathana wstrzykując mu jakąś substancję. Chłopak wywrócił oczami i opadł bezwładnie na podłogę. Clary momentalnie uklękła przy bracie i sprawdziła mu puls. Ulżyło jej, gdy go wyczuła. Poderwała się wściekła z podłogi i odwróciła się do Morgensterna.

-Ty potworze! Czego ty chcesz?! Co mu zrobiłeś?!

-Spokojnie Clarisso. Twój braciszek pośpi sobie parę godzin, nic mu nie grozi - odparł beznamiętnie. - A ty idziesz ze mną po dobroci albo i nie, jest mi to obojętne.

Dziewczyna cofnęła się najdalej, jak mogła. Spojrzała na biurko. Chwyciła w ręce zimną podstawę lampki. Zamachnęła się nią na ojca i rozbiła ją na jego ramieniu. Niektóre odłamki szkła wbiły mu się w ciało. Białą koszulę zabarwiła krew. Rozgniewany Valentine zawołał swoich wspólników. Momentalnie przybyło trzech mężczyzn. Oceniwszy sytuację w mgnieniu oka unieruchomili Clary. Dziewczyna próbowała się wyrwać, jednak bezskutecznie. Ich uściski były stalowe. Morgenstern podszedł do niej powoli trzymając w ręku strzykawkę z bezbarwnym płynem. Clary zaczęła się szarpać i wyrywać. Do pomieszczenia weszło jeszcze dwóch mężczyzn, którzy usztywnili jej rękę. Poczuła ostre ukłucie, a potem zaczęło się jej kręcić w głowie. Stawała się coraz bardziej senna. Za wszelką cenę starała się nie tracić przytomności. Czuła, że jej ręka drętwieje. Przed odpłynięciem w ciemność usłyszała jeszcze głośny śmiech jej oprawcy. Nie miała już siły, aby walczyć z opadającymi powiekami. Poddała się. Valentine wygrał.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam was wszystkich :D
Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że moja wena i zdolność do pisania logicznych zdań powróciła.
Długo mnie nie było, za co bardzo przepraszam.
Zapraszam do oceniania rozdziału. Przyjmę każdą krytykę. Piszcie prawdę, co myślicie o tym rozdziale.
Nie wiem, ile osób jeszcze czyta moje wypociny, dlatego, żeby was zmotywować do pisania komentarzy dodam kolejny rozdział, jak będzie tutaj 8 komentarzy.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników. :*

czwartek, 30 lipca 2015

Powracam

   W końcu udaje mi się składać jakoś zdania w całość. Od naszej rozłąki codziennie próbowałam napisać kolejny rozdział, jednak za każdym razem mi nie wychodziło. Dzisiaj nadszedł dzień powrotu. Mam już ok 1/4 rozdziału, więc będzie on albo dzisiaj, albo jutro.
Pozdrawiam wszystkich i mam nadzieję, że jeszcze ktoś został na moim blogu. :*

piątek, 26 czerwca 2015

Wybaczcie

Niestety, ale chyba mój mózg musi trochę odpocząć. Od dłuższego czasu nie mogę napisać rozdziału. Pomysły i chęci są, ale nie mogę napisać ani jednego sensownego zdania. Powrócę jak przejdzie mi Hmm... To. Nie wiem jak to nazwać. Także przepraszam i do zobaczenia. ;( :*

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 22: W życiu trzeba wybaczać

   Od trzech godzin Luke, Jace, Alec, Isabelle, Maryse, Robert i Hodge siedzą w bibliotece i myślą co dalej robić. Maxowi nie pozwolono uczestniczyć w tym zebraniu, ponieważ był za młody. Chłopiec nienawidził, gdy ktoś nazywa go małym i nie pozwala uczestniczyć w rozmowach.Nikt nie wiedział, gdzie jest Clary lub chociażby, gdzie zacząć szukać. Jace był załamany, ale starał się tego nie okazywać. Dlaczego teraz? Dlaczego ona? Czego to musi spotykać akurat mnie? Mnóstwo pytań krążyło po jego głowie. Wiedział jedno- zabije tego drania Jonathana i Valentina. Nie daruje im tego. Odkąd nie ma rudej chłopak przeżywa katusze myśląc, czy dziewczyna jest cała i zdrowa, czy jest torturowana, czy jeszcze żyje? Nie, nie myśl o tym. Musi mieć nadzieję, mimo iż trzymanie się nadziei jest głupotą. Niestety tylko to mu pozostało.

-Nie wiadomo nawet, gdzie szukać. Oni mogą być wszędzie, a runy nie działają - stwierdził poddenerwowany Jace.

-Luke, a może ty wiesz, gdzie oni są. w końcu byłeś parabatai Valentina - prosiła Maryse.

Mężczyzna przyłożył rękę do podbródka i go potarł w zamyśleniu. Zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. Zmarszczył brwi by po chwili otworzyć szeroko oczy i spojrzeć na Maryse.

-Nie jestem pewien, ale chyba wiem, gdzie teraz są.

***

   Siedzi tu już chyba cztery dni. Służba przynosi jej wszystkie posiłki do pokoju. Nie zamierza widzieć więcej Valentina na oczy i dotrzyma słowa. Nurtuje ją jednak kwestia jej matki. Co z nią jest? Czy jest zdrowa? A jeśli tamten sen...? Nie, nie może tak myśleć. Jej mama żyje i nic jej nie jest. Zapewne teraz siedzi w pokoju i rysuje coś farbami. Dziewczyna niewiele zjadła przez te kilka dni. Zmuszała się tylko, aby coś zjeść pod namowami Jonathana, który często ją odwiedzał. Nie mogła nadal w to uwierzyć, ale przy niej jest on całkiem inny. Nie raz słyszała kłótnie Valentina z nim. Potem słychać było stłumiony krzyk brata i cisza. Martwiła się o niego. Mogłaby przysiąc, że Morgenstern go bije i to nie lekko. Pytała się go potem, jak do niej przychodził, czy wszystko w porządku. On wtedy potakiwał i uśmiechał się przekonująco. Ale Clary widziała w jego oczach ból i smutek. Wiedziała, że Jonathan nie chce jej martwić, ale nie mówiąc jej o niczym, Clary martwiła się sto razy bardziej. W nocy nawiedzały ją coraz to gorsze koszmary. Często był w nich Valentine i Jonathan. Nie mogła już tak dłużej. Wszystko ją bolało po nieprzespanych nocach. Miała sine worki pod oczami. Chciała już wrócić do Instytutu z mamą i Jonathanem. Chciała zobaczyć Simona, Izzy, Aleca i Jace' a. Za Jace' em tęskniła chyba najbardziej, mimo iż ją denerwował, ale przecież ona go... kocha. Właśnie sobie uświadomiła, że mu tego nie powiedziała. Pomimo wzruszających wyznań chłopaka nadal miała wątpliwości, czy nie zabawi się nią chwilę, rzuci i weźmie się za następną naiwną dziewczynę. Czuła, że to by było za piękne, żeby taki przystojny chłopak, jak Jace kochał taką osobę, jak ona. Jej rozmyślania przerwało otwieranie i zamykanie drzwi. Odwróciła wzrok od okna i skierowała go na gościa. Był nim jej brat. Jonathan ubrany był w strój bojowy Nocnego Łowcy. Włosy miał w nieładzie. Cały jego strój był poszarpany i poplamiony krwią. Nie zielonkawą lub żółtą posoką demona, tylko... szkarłatną krwią. Clary patrzyła na niego z szokiem i przerażeniem. Odsunęła się trochę od niego opierając plecy o ścianę. Jonathan patrzył na nią błagalnym wzrokiem. Wyciągnął zakrwawioną i lekko drżącą rękę w stronę siostry, ale zawahał się i opuścił ją z powrotem wzdłuż ciała.

-Clary... ja nie wiem co powiedzieć... Ja... nie... nie chciałem -jąkał się. Po chwili spuścił głowę i dodał: - Ja... ja ją zabiłem.

Dziewczyna zaczęła powoli kręcić głową, z jej oczu pociekły łzy. Osunęła się na podłogę, podkuliła kolana i objęła je rękami. Oddychała głęboko nadal kręcąc głową. Jej brat kogoś zabił. On miał się zmienić. Czy wszystkie te godziny spędzone z nim nic nie dały? Przecież już się zmieniał. Wszystko poszło na marne? On nigdy się nie zmieni? Nie da się go uratować? Jonathan cierpliwie czekał, aż Clary się uspokoi. 

-K-k-kogo zabiłeś? - spytała w końcu drżącym głosem. 

-Kobietę, która sprzeciwiła się Valentinowi. Ja nie wiem co się stało. Ojciec kazał mi ją zabić, a ja nie myśląc o niczym, to zrobiłem. Miecz wszedł gładko w jej wiotkie ciało. Na twarzy do ostatniej chwili miała wyraz szoku. Krew była wszędzie. Dopiero w tedy do mnie dotarło, co zrobiłem. Nie mogłem patrzeć się w jej puste oczy. Uciekłem. Pobiegłem prosto do twojego pokoju. Nie powinienem był tego robić, powinienem od razu odmówić, sprzeciwić się ojcu - powiedział załamanym głosem. - Jestem potworem - dodał szeptem. 

Słysząc jego udręczony głos Clary podniosła na niego wzrok. Momentalnie opanowała emocje. Musiała być silna, inaczej cały jej czas poświęcony Jonathanowi pójdzie na marne. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości. On się zmienia, przecież to widziała, widzi. Nie mogła go teraz znienawidzić i zostawić samemu sobie. Wiedziała, że będzie ciężko i to wymaga czasu. Nie podda się, gdy jest już tak blisko celu. Będzie walczyć do końca. Wierzy, że jej się to uda. Wstała na chwiejnych nogach i powoli podeszła do brata. Ten widząc, że się do niego zbliża podniósł głowę i spojrzał na jej twarz. Clary wyciągnęła rękę, aby dotknąć jego policzka. Jonathan cofnął się raptownie, a jego oczy pociemniały. Nie, nie, nie! To nie może być prawda! Nie mogła go znów stracić! Postanowiła jednak się opanować i spróbować ponownie. 

-Jonathanie nie jesteś potworem. Nawet tak nie myśl. Nie było mnie wtedy przy tobie. Nie widziałam, jak to się zdarzyło, ale wierzę, że nie chciałeś tego. Żałowałeś swojego czynu i to się liczy. Proszę daj sobie pomóc - mówiła błagalnym tonem. - Straciłam już ojca. Nie mogę stracić także brata. 

Jego wzrok złagodniał, a do oczu powróciła zieleń. Niepewnie podszedł do Clary i rozłożył ręce. Nie chciał się narzucać. Dziewczyna pewnie przytuliła się do brata i nie przejmując się tym, że pobrudzi się krwią, położyła głowę na jego ramieniu. Jonathan trzymał ją w ciasnym uścisku, jakby się bał, że jego siostra zaraz zniknie. Wtulił swój nos we włosy dziewczyny. Trwali tak w ciszy wsłuchując się w bicie swoich serc.

-Nie stracisz mnie. Obiecuję - szepnął jej do ucha.  

Clary zacieśniła jeszcze bardziej uścisk, zacisnęła mocniej oczy. Nareszcie ma brata. Nie mogłaby być na niego wściekła widząc jego smutny wzrok. Przyznał jej się do tego i żałował tego co zrobił. Z kąta oka na policzek spłynęła jej łza szczęścia. Była coraz bliżej sukcesu. Już niedługo będzie mogła wraz z Jonathanem i Jocelyn uciec z tej nory. Bała się jednak trochę, że nie wystarczy jej cierpliwości i siły, aby wszystko poszło po jej myśli. Wiedziała, że będzie się starać. Już niedługo, niedługo. Odsunęli się od siebie powoli. Ubranie Clary, tak, jak przypuszczała, było całe we krwi. Uśmiechnęła się do brata, a on odwzajemnił gest. Wtedy jakby sobie coś przypominając odsunął się trochę od siostry i przybrał smutny wyraz twarzy.

-Clary... czy ty mi wybaczysz to co zrobiłem? - spytał niepewnie.

-Oczywiście, że ci wybaczam - odpowiedziała pewnie dziewczyna.

***

  Znajdowała się w białym pomieszczeniu. Nie było tutaj ani okien, ani drzwi, a mimo to było przeraźliwie jasno. Ostre światło kłuło ją w oczy. Rozglądała się dookoła, ale nie było wkoło nikogo. Podeszła do ściany i przyłożyła do niej wpierw dłoń, a potem ucho. Nasłuchiwała, cisza. Zmarszczyła zirytowana brwi i przycisnęła ucho jeszcze bliżej ściany. 

-Clarisso - przemówił ktoś. 

Clary podskoczyła przerażona. Odwróciła się powoli i spojrzała na przybysza. przynajmniej próbowała, ponieważ osoba, która przed nią stała emanowała takim blaskiem, że dziewczyna musiała przymknąć oczy by cokolwiek widzieć. Po chwili jej oczy przyzwyczaiły się trochę do światła. W pomieszczeniu ku jej zdziwieniu nie było człowieka, tylko ogromny anioł. Ubrany był w złotą zbroję. Jego złoto-białe skrzydła były jednocześnie majestatyczne, ogromne i delikatne. Na końcu każdego pióra znajdowało się coś na kształt oka. Przy każdym nawet delikatnym machnięciu skrzydłami zrywał się bardzo silny wiatr. Szata anioła lekko powiewała. Jego włosy były nienaturalnie złote, a może bardziej żółte? Tego Clary nie umiała stwierdzić. 

-Witaj Clarisso Adele Morgenstern. Jestem Razjel, stwórca Nefilim - mówił dźwięcznym, mocnym i melodyjnym zarazem głosem. - Przybyłem, aby ci pomóc. 

-W czym pomóc? - spytała cicho i słabo Clary. 

-Muszę ci z przykrością oznajmić, że twojego ojca, Valentina Morgensterna nie da się już uratować. Trucizna faerie za bardzo zniszczyła jego serce i mózg. Musisz go jak najszybciej zabić. 

-Ale dlaczego mi powierzasz to zadanie? Nie jestem wyszkoloną Nocną Łowczynią. 

-Powierzam ci tą misję, ponieważ masz wyjątkowy dar. W twoich żyłach płynie więcej krwi anioła niż w innych Nefilim. Niektóre anioły domagały się nawet, abyś wstąpiła w nasze szeregi. Powstrzymałem ich jednak przed tym, ponieważ twoim przeznaczeniem jest uwolnić ten świat od zła. Pomogą ci w tym twoi przyjaciele i rodzina. Pamiętaj nigdy ich nie odtrącaj i chroń za wszelką cenę. 

-Dobrze - odparła pewniej. 

-Ponieważ prawdopodobnie jest to nasze ostatnie spotkanie przydzielam ci do ochrony i pomocy mojego brata Ithruriela. To jego krew masz w żyłach. Połączeni jesteście silną więzią. Ithruriel będzie cię chronił przed niebezpieczeństwem i pomagał w krytycznych sytuacjach, tak jak niegdyś Tessie Gray. Pamiętaj tylko, aby nie nadużywać jego pomocy. Żegnaj Clarisso.

-Nie czekaj... - zaczęła, jednak urwała.

Anioł zaczął blednąć i znikać, a gdy już go nie było ściany i podłoga pomieszczenia zaczęły pękać. Clary nie bała się jednak. Spokojnie czekała, aż pokój się rozpadnie. Nastąpiło to po chwili. Zaczęła spadać w dół. Coraz szybciej i szybciej. 

 Tego dnia obudziła się pełna energii. Cieszyło ją, że nie miała koszmarów. Nie wiedziała, czy to przez to, że Jonathan został trochę dłużej w jej pokoju czekając, aż zaśnie, czy przez to, że mu wybaczyła i ,,zrobiła ogromny krok w przód" . Słońce przyjemnie grzało jej nagą skórę. Założyła ręce pod głową i patrząc na sufit odetchnęła głęboko. Na twarzy miała szeroki uśmiech. Chyba po raz pierwszy w tym miejscu była na prawdę szczęśliwa. Wtedy sobie coś przypomniała. Za parę dni ma urodziny. Mimo iż powinno ją to cieszyć jej ciało stężało. Bała się. Bała się Valentina i tego, co może zrobić. On był nieobliczalny. Powróciła do niej rozmowa z aniołem. Nie mogła dać wiary, że Razjel nawiedził ją we śnie. Wiadomość, którą jej przekazał musiała być bardzo ważna i była. 

-Muszę zabić ojca - wyszeptała do siebie przerażona. 

Nie miała pojęcia, jak tego dokona. Musiała spróbować. Musiała być silna i walczyć. Nie wiedziała jednak, czy da radę to zrobić. 



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Witajcie. Napisałam po długiej przerwie. Czy rozdział mi się podoba? Sama nie wiem. Pozostawiam ocenę wam. Zachęcam do komentowania to na prawdę motywuje. 

Pozdrawiam :*
    


niedziela, 31 maja 2015

Przepraszam ;(

Z przykrością ogłaszam, iż rozdział może pojawić się dopiero za tydzień. Mam dużo sprawdzianów i muszę się z historii poprawić. Ogólnie nie mam czasu prawie na nic. Mam nadzieję, że to zrozumiecie i nie opuścicie mojego bloga.

Do zobaczenia :')

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 21: Zmiana

   Krzyknęła przerażona, gdy odwróciła głowę i ujrzała tuż przed sobą Jonathana. Złapała się jedną ręką za serce, a drugą podparła się, aby nie opaść na łóżko. Jej oddech był głęboki i nierówny. Patrzyła szeroko otwartymi oczami to na brata, to na zamknięte drzwi wejściowe. Jak? Kiedy? Dlaczego? Wiele pytań krążyło po jej głowie, lecz nie mogła wydobyć z siebie głosu, aby je zadać. Jonathan zaś stał i przyglądał się uważnie Clary ze spokojem. Nie zanosiło się, że cokolwiek powie. Po paru minutach oddech jej się uspokoił i mogła już mówić, jednak jej głos lekko drżał.

-Jak... jak się tu dostałeś? - jąkała się.

-Zapomniałaś o moich mocach? Teleportacja - powiedział, a po chwili dodał. - Uprzedzając twoje kolejne pytanie przybyłem tu, aby sprawdzić czy nic ci nie jest, bo krzyczałaś i to bardzo głośno. Nie powinnaś się tak wydzierać. Ciesz się, że nie obudziłaś ojca.

-Ale... - zaczęła. - Ja... ja... cię przepraszam. Nie chciałam cię obudzić.

Spuściła głowę powstrzymując cisnące się jej do oczu łzy. Pamięta koszmar doskonale. Ciągle wiruje on w jej umyśle, nie pozwalając o nim zapomnieć. Ścisnęła rękami prześcieradło i zacisnęła mocno powieki. Widząc w jakim stanie jest jego siostra, Jonathan usiadł na łóżku. Wahał się przez chwilę, ale w końcu położył swoją dłoń na ramieniu dziewczyny. Spojrzała na niego swoimi szmaragdowymi oczami, w których zbierały się już łzy. Jej włosy były w całkowitym nieładzie, pod oczami miała sińce. Dolna warga Clary lekko zadrżała. Nie mogła już wytrzymać. Nie zważając na nic wybuchła płaczem przysuwając się bliżej brata. Ku jej zdziwieniu nie odepchnął jej, ani się nie odsunął, a nawet przytulił ją i potarł ręką jej plecy.

-Co się stało? Dlaczego krzyczałaś? Dlaczego teraz płaczesz? - zasypał ją pytaniami.

-Miałam koszmar, a teraz ty i... - wybełkotała wybuchając jeszcze większym płaczem.

Jonathan już więcej o nic nie pytał. Pozwolił jej się wypłakać. Przytulał ją opiekuńczo i głaskał po plecach. Nie było trzeba żadnych słów. Ona chciała tylko, aby ktoś teraz z nią był. Te wszystkie koszmary ją przytłaczały. Od początku tego wszystkiego powtarzała sobie prawie każdego dnia ,,Dlaczego moje życie musi być takie popieprzone?" . Nie chciała tego. Nie chciała być jakimś Nocnym Łowcą. Nigdy nie chciała takiego życia. Siedzieli tak dobrą godzinę zanim Clary uciszyła trochę szalejące emocje. Odsunęła się od brata, wytarła mokre policzki i spojrzała mu w oczy. Były na wpół zielone. Uśmiechnęła się na ten widok.

-Przepraszam cię za to. Nie powinnam była płakać. Powinnam być silna i nie okazywać po sobie słabości. A ja zachowuję się gorzej niż nie jeden Przyziemny. Nie jestem prawdziwą Nocną Łowczynią. - Spuściła głowę na swoje ręce.

-Nie mów tak - powiedział ujmując jej podbródek, zmuszając w ten sposób, aby na niego spojrzała. - Każdemu zdarzają się chwile słabości. Nie powinniśmy się tego wstydzić. Bez emocji bylibyśmy tylko robotami. Masz pełne prawo do ich okazywania, a zwłaszcza dlatego, że niedawno dowiedziałaś się o świecie, o którym nawet ci się zapewne nie śniło. Nie jedna osoba popadłaby w depresję na twoim miejscu, ale ty byłaś i jesteś silna. Nigdy o tym nie zapominaj.

Oszołomiona jego słowami Clary nie mogła przez dłuższy czas wydusić słowa. Nie mogła w to uwierzyć. Czy jej naprawdę udało się jej już trochę go zmienić? A może to tylko sen, z którego zaraz się obudzi?

-Nie wiem co powiedzieć. Dziękuję - wydusiła. Zebrała się w sobie i dodała: - Jeśli chcesz wiedzieć dlaczego krzyczałam...

-Nie musisz mówić jeśli nie chcesz - przerwał jej.

-Tak wiem, ale ja chcę. - Uśmiechnęła się serdecznie. - Bo chodzi o to, że miałam zły sen i chyba wychodzi na to, że krzyczałam przez sen. A wiesz... ten koszmar dotyczył ciebie i kiedy ty do mnie przyszedłeś coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie o wszystkim, o tym co mi zrobiłeś, o moich koszmarach, o moich bliskich, których zostawiłam bez słowa wyjaśnienia i coś we mnie pękło.

-Rozumiem cię - stwierdził. - Ja nauczyłem się panować nad emocjami. początki były trudne, ale w końcu mi się udało. Chcę, żebyś wiedziała, że twoje towarzystwo jakoś na mnie dziwnie wpływa. Udaje mi się przy tobie wydobyć swoje dawno zapomniane emocje. Zmieniasz mnie Clary. Nie wiem, co to jest, ale czuję, że to co się ze mną dzieje jest dobre. Chyba muszę już wracać, bo jak ojciec mnie tu zastanie... - Wzdrygnął się.

-Jeszcze raz dziękuję... bracie. - Uśmiechnął się słysząc to słowo wypowiedziane z jej ust. - Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty, także idź już.

Jonathan kiwnął głową i zniknął. Clary dalej nie mogła uwierzyć w jego moce. Wiedziała od Magnusa, że ona także ma jakieś moce, ale jeszcze się nie ujawniły. W to też nie mogła uwierzyć. Odetchnęła głęboko i wstała z łóżka. Była dopiero 5:30, ale wiedziała, że już i tak nie zaśnie. Nie zamierzała wychodzić z tego pokoju. Nie chciała widzieć już więcej Valentina.

   Po godzinie była już w pełni odświeżona. Ubrania z szafy rzeczywiście były w jej rozmiarze i za to dziękowała losowi. Niestety przeważały w niej sukienki. Te kreacje zostawiła na później. Jak na razie planowała chodzić wyłącznie w spodniach. Nienawidziła sukienek. Wiedziała jednak, że będzie musiała je kiedyś założyć, ponieważ w szafie były tylko 3 pary spodni i 5 par bluzek. Resztę zajmowały sukienki, swetry, kurtki i spódnice. Z butami było jednak gorzej. Miała do dyspozycji jedynie szpilki i koturny. Dzisiaj wybrała koturny, bo uważała, że w nich będzie jej łatwiej chodzić. Nic bardziej mylnego, jednak wiedziała, że w szpilkach by się zabiła.

***

   Clary nie ma dopiero dzień, a Jace już odchodzi od zmysłów. Zaraz po uspokojeniu myśli powiadomił wszystkich o porwaniu dziewczyny. Wychodził właśnie z kuchni, gdy zadzwoniły dzwony Instytutu. Ktoś chce się dostać do środka. Szybko dotarł do ogromnych drzwi i je otworzył. Ujrzał przed sobą barczystego mężczyznę. Jego włosy już powoli siwiały, a oczy miał koloru niebieskiego. Widać było, że jest wykończony. Sińce pod oczami, sporo zmarszczek wkoło oczu i ust. Nie był to Nefilim, nie miał znaków.

-Witam. Jestem Luke Garroway, przywódca Nowojorskiego stada wilkołaków. Czy jest tu Clarissa Fray?



------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witajcie. Strasznie was przepraszam. Nie ma mnie tyle czasu i wstawiam takie... gówno. :(
Sprawdzianów cały czas mi przybywa, także kolejny rozdział może się nie pojawić długo.
Jeszcze raz przepraszam. :(

niedziela, 17 maja 2015

LBA




 Bardzo dziękuje za nominację od Clary Herondale. Jestem naprawdę szczęśliwa. :D







Pytania od Clary: 

1. Jaką cechę cenisz sobie najbardziej u ludzi?
 Szczerość i  lojalność.

2. Ulubiony cytat.
 Nie umiem wybrać jednego, dlatego napiszę parę. :D

,, -Mogłaś dać mi przeszłość - powiedział z lekkim smutkiem. - Alec to moja przyszłość" . 
Miasto Upadłych Aniołów 

,,Odkąd się dowiedziała, że Jonathan żyje, zastanawiała się, dlaczego jej matka płakała w każde jego urodziny. Dlaczego płakała, skoro go nienawidziła? Teraz Clary zrozumiała. Jocelyn opłakiwała dziecko, którego nigdy nie miała, swoje marzenia o synu i o tym, jaki będzie. I płakała, że nie zabiła go, zanim się urodził. I tak jak jej matka przez lata, tak teraz Clary stała nad brzegiem Lustra Anioła i opłakiwała brata, którego nigdy nie miała, chłopca, który nigdy nie dostał szansy na normalne życie. (...) Opłakiwała Simona i dziurę w swoim sercu, która po nim pozostała. Smuciła się, że będzie tęsknić za nim każdego dnia aż do śmierci. I płakała nad sobą i zmianami, które w niej zaszły, bo czasami nawet zmiana na lepsze jest jak mała śmierć. 
   Jace stał u jej boku i w milczeniu trzymał ją za rękę, aż prochy Jonathana zatonęły w wodzie, nie zostawiając po sobie śladu" . 
Miasto Niebiańskiego Ognia

,,Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasol, gdy zaczyna padać. 
Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna grzać. 
Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać. 
Właśnie dlatego boję się, gdy mówisz, że kochasz mnie" . 
William Szekspir
 

3. Wolisz mieć mnóstwo znajomych czy jednego, prawdziwego przyjaciela?
Jednego, ale prawdziwego. :3

4. Ulubiona piosenka.
Psycho-List

5. DA czy DM? Dlaczego?
Nie umiem wybrać, przepraszam. :'(

6. Skąd wiadomo, że ktoś kłamie?
Ma niecierpliwe gesty lub uśmiecha się sztucznie.

7. Jak brzmiałby tytuł Twojej autobiografii?
Człowiek pełen tajemnic, ze zmiennym humorem.

8. Czego boisz się najbardziej?
Chyba samotności, nie no może jednak robali. :/

9. Czym jest dla Ciebie miłość?
Bardzo silnym uczuciem do drugiej osoby i w dodatku odwzajemnionej. Coś jak Clary i Jace albo Tessa, Will i Jem. :D

10. Czego nie można wybaczyć?
Zdrady i tu chodzi mi o różne znaczenia tego słowa. Ja do tej pory nie wybaczyłam przyjaciółce zdrady. :'(

11. Gdzie spotkałaś swojego najlepszego przyjaciela?
W przedszkolu. To były czasy♥



Przepraszam, ale nikogo nie nominuję. :(