niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 12: Koszmary

   Po przeczytaniu listu Jace zaproponował, że zaprowadzi ją do jej nowego pokoju. Na razie nie mogła opuszczać sama Instytutu.Czuła pustkę. Nie czuła złości, smutku, desperacji, tylko pustkę. Zatopiona w myślach nie zauważyła, że chłopak się zatrzymał i niemal na niego wpadła. Postanowiła sobie, że weźmie się w garść, bo zaczną obchodzić się z nią jakby była z porcelany, a tego nie znosiła. Skinieniem głowy pożegnała blondyna i weszła do pokoju. Był przytulny. Ściany miały barwę brzoskwiniową. Meble były z ciemnego drewna. Obok łóżka były drzwi zapewne do łazienki. Naprzeciwko łóżka było biurko, a obok biurka duża szafa. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwa fotele, które wyglądały na wygodne i bardzo miękkie. Łóżko miało czarną narzutę. Pokój na prawdę jej się podobał, ale czegoś jej tu brakowało. Po chwili już wiedziała czego, a mianowicie swoich rysunków i zdjęć porozwieszanych na ścianach. Ten pokój wydawał jej się obcy. Tęskniła za swoimi przyblakłymi zielonymi ścianami, skrzypiącym łóżkiem i biurku poplamionym farbą. Nie powinna myśleć o swoim dawnym pokoju, bo do niego już nie wróci. Odetchnęła głęboko i postanowiła sprawdzić miękkość łóżka. Łóżko zdało test pozytywnie.
   Podeszła ciekawa do szafy i zajrzała do środka. Stała tak osłupiała dobre parę minut, ponieważ szafa była zapełniona ubraniami. Po zamknięciu szafy udała się do łazienki. Jak się spodziewała nie było w niej nic nadzwyczajnego. Umywalka, prysznic, lustro... zwykła łazienka. Skrzywiła się widząc na sobie ubrania w których tu została przyniesiona. Właściwie to przypomniała sobie, że zapomniała zapytać ile była nieprzytomna. Trudno zapyta o to później. Teraz zamierzała wziąć sobie długi prysznic. Wyciągnęła z szafy czarne spodnie i miętową zwiewną bluzkę. Po trzydziestu minutach wyszła odświeżona z łazienki. Cieszyła się, że ubrania znajdujące się w szafie na nią pasują. Założyła jeszcze swoje trampki i wyszła z pokoju. Zapomniała drogi do biblioteki czy jakiegokolwiek pomieszczenia, chociaż Jace tłumaczył jej wszystko dokładnie. Jednak ona wtedy była pogrążona w myślach i nic nie zapamiętała. Ruszyła więc korytarzem nie wiedząc dokąd idzie. Nagle jedne z drzwi otworzyły się, a za nimi stała Isabelle. Miała włosy upięte w wysokiego kucyka. Jej ubiór był dobrze dobrany. Wszystko idealnie do siebie pasowało. Ujrzawszy Clary chwyciła ją za ramię, wciągnęła do pokoju i zamknęła drzwi.
-Co to miało być?-spytała zdziwiona Clary.
-Właśnie miałam iść zobaczyć czy już się obudziłaś. Nikt nie raczył mnie o tym poinformować jak widzę. Jestem jedyną dziewczyną w Instytucie i nie mam nawet się do kogo odezwać, dlatego postanowiłam, że spróbuję się z tobą zaprzyjaźnić. Co ty na to - mówiła tak szybko, że ledwo można było ją zrozumieć.
-No pewnie czemu nie. No więc... jestem Clary, ale to już wiesz - nie wiedziała jak zacząć rozmowę.
-Tak tak wiem. Ja jestem Isabelle, ale mów mi Izzy. Boże musimy wybrać się razem na zakupy - pisnęła uradowana.
-Dobrze to nawet nie jest taki zły pomysł. - Udawała radość, bo tak na prawdę to nienawidziła zakupów.
-Nie mogę się doczekać. Nie ma co zwlekać. Jutro idziemy na zakupy, a potem zrobimy sobie babski wieczór.
-Brzmi super - powiedziała i obdarowała ją swoim najbardziej przekonującym uśmiechem.
-A tak z innej beczki podoba ci się Jace? Chyba, że jeszcze go nie poznałaś. Jeśli tak to zapomnij o moim pytaniu.
-Oj poznałam i to aż za dobrze. Jest aroganckim, pewnym siebie i irytującym DUPKIEM.
   Isabelle domyślała się, że od samego początku pokazał się z jak najgorszej strony. Trochę ją to zawiodło, bo myślała, że może Clary zdoła zmienić jego stosunek do dziewczyn. Może w końcu znalazłby sobie tą jedyną, ale  postanowiła nie poddawać się. Miała plan, aby zeswatać ze sobą tą dwójkę. Tylko nie wiedziała jeszcze jak to zrobi. Postanowiła, że zajmie się tym później. Porozmawiały jeszcze ze sobą o swoich zainteresowaniach i podobnych rzeczach. Przez ten krótki czas bardzo się polubiły i obie myślały, że w końcu znalazły prawdziwą przyjaciółkę. Po około godzinie Clary wyszła z pokoju Isabelle z uśmiechem na twarzy. Uświadomiła sobie właśnie, że jeszcze nigdy nie miała przyjaciółki. Tym razem nie zapomniała zadać istotnych pytań. Dowiedziała się, że spała trzy dni, a po halucynacjach przespała kolejne trzy godziny. Zapytała także jak trafić do kuchni, bo czuła się bardzo głodna. Dotarła do kuchni bez problemu. Wyjęła z lodówki jogurt, a z szafki łyżkę i zaczęła go jeść. Stała tyłem o drzwi. Prawie się zadławiła, gdy ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się i ujrzała nikogo innego jak Jace' a. Spojrzała na niego gniewnie, a on obdarował ją jednym z tych swoich głupawych uśmieszków. Najchętniej w tej chwili starłaby go z tej jego pięknej twarzy. Czy ona właśnie pomyślała, że on miał piękną twarz? Pokręciła głową wyrzucając tą myśl z głowy.
-Przepraszam, że cię przestraszyłem. Następnym razem nie stawaj plecami do drzwi - powiedział kpiąco.
Dojadła szybko jogurt, wyrzuciła pojemnik, a łyżkę położyła do zlewu. Następnie obdarowała Jace' a gniewnym spojrzeniem i wyszła z kuchni. Było już późne popołudnie. Poszła więc z powrotem do swojego pokoju. Na początku myślała, że się zgubiła, ale udało jej się dojść do pokoju. Usiadła przy biurku nie bardzo wiedząc co ma ze sobą zrobić. Ruszyła w stronę okna i usiadła na parapecie. Patrzyła jak ludzie spieszą w swoje strony. Zaczęło padać. Myślała o tym, czy jest jakaś szansa, aby odbić mamę. Nie zamierzała przyłączyć się do tego psychola. On nie był jej ojcem. Nim zawsze będzie tylko i wyłącznie Luke. Musi się z nim spotkać i powiedzieć, że wszystko z nią w porządku. Pewnie bardzo się martwi. Gorzka łza popłynęła po jej policzku, kiedy pomyślała o swoich przyjaciołach. Nie było ich dużo. Zaledwie Simon i jego kapela. Pospiesznie otarła łzę. Musiała być silna. Musiała odnaleźć i uwolnić mamę oraz wytłumaczyć wszystko Simonowi i Lukowi. Zmorzył ją sen, więc umyła się i przebrała. Zanurzyła się pod ciepłą i miękką pościel.
Była w jakimś pomieszczeniu. Panował tu półmrok. Rozejrzała się dookoła. Nikogo nie zobaczyła. Ogarnęła ją panika. Ruszyła w stronę ściany w poszukiwaniu jakiś drzwi. Wtedy go ujrzała. Stał w garniturze i patrzył na nią czujnie. Jego włosy o barwie soli były starannie przyczesane. Podszedł do niej. Ona zaczęła się cofać. Po paru krokach poczuła zimną ścianę na plecach. Nie miała już dokąd uciec. Valentine nadal się do niej zbliżał z założonymi na plecach rękami. Nic nie mówił. Podszedł do niej jeszcze bliżej i chwycił brutalnie jej podbródek. Chciała mu się wyrwać, ale jego uścisk był stalowy. Zaczęła płakać. Czuła się taka bezradna. 
-Twój czas się kończy. Radzę ci się przyłączyć do mnie inaczej Jocelyn umrze - powiedział groźnie. 
-Nie zrobisz tego - odparła przez łzy. 
Wtedy on się cofnął. W jednej dłoni trzymał sztylet, a w drugiej ściskał jej matkę za kark. Zaczęła krzyczeć przeraźliwie prosząc, aby nie robił jej krzywdy. Jednak on wbił Jocelyn w pierś sztylet. Krew od razu poplamiła jej białą suknię. Clary zaczęła histerycznie płakać. Valentine przyglądał jej się bez żadnych emocji. Nagle dziewczyna poczuła, że coś ostrego podrzyna jej gardło. To ON. Upadła na podłogę. Chciała się poczołgać do matki, ale mężczyzna chwycił ją za włosy w rzucił w ścianę. Słabła, a jej powieki stawały się coraz cięższe. 
   Obudziła się z krzykiem. Na szczęście nikt jej chyba nie usłyszał. Spanikowana chwyciła się za gardło. Z ulgą stwierdziła, że jest cała i zdrowa. To był tylko sen. Wiedziała jednak, że już nie zmruży oka. Spojrzała na zegarek.
-Trzecia w nocy - szepnęła do siebie.
Wyszła na korytarz. Przemieszczała się po cichym Instytucie. W nocy wydawał się bardziej mroczny. Zatrzymała się przed drzwiami Isabelle. Nie mogła jej obudzić z powodu jakiegoś głupiego koszmaru. To byłoby nie w porządku. Skręciła i ujrzała przed sobą więcej drzwi z pokojami. Usiadła na podłodze, podciągnęła kolana pod brodę, objęła je ramionami i ukryła w ramionach swoją twarz. Myślała co miała teraz zrobić. Do rana było jeszcze daleko, a spać nie zamierzała. Mimo swoich starań sen po jakimś czasie i tak przyszedł.
Znajdowała się w jasnym pokoju. Nie wiedziała gdzie jest. Rozejrzała się. Na łóżku ujrzała chłopaka który miał twarz schowaną w dłoniach. Podeszła do niego powoli. Wtedy ten uniósł głowę. Przerażona odskoczyła do tyłu i przewróciła się. Wstała i przyjrzała mu się dokładnie. Była taki sam,  jak wtedy w pandemonium, ale coś się zmieniło. Nie wiedziała co to takiego. Chłopak popatrzył się jej w oczy i wtedy zrozumiała. Jego oczy były zielone. Nie miały barwy bezgranicznej czerni tylko ciepłej zieleni. Patrzył na nią smutno. Wyciągnął do niej swoją smukła dłoń. Niepewna cofnęła się o krok. 
-Pomóż mi - powiedział błagalnie. 
-Ale jak? - spytała. 
Nie odpowiedział. Ciągle patrzył się na nią błagalnie. Wtedy jego spojrzenie się zmieniło. Wróciła przerażająca czerń. Wstał gwałtownie, chwycił sztylet leżący na szafce nocnej i wbił go Clary w serce. 
Zdezorientowana  rozejrzała się dookoła. Siedziała na podłodze. Była nadal w Instytucie. Nie była sama na korytarzu. Uniosła wzrok i ujrzała zatroskane i ciekawe spojrzenie Jace' a. Ale chyba tą troskę w jego oczach to sobie tylko wyobraziła, bo tak szybko jak się pojawiła, zniknęła. Znowu na jego ustach był ten irytujący uśmiech.
-Czego śpisz na korytarzu i krzyczysz jakby ktoś cię torturował? - czuć było w jego głosie sarkazm.
-Musiałam przysnąć. Nie mogłam spać. Postanowiłam pospacerować po Instytucie i usiadłam tutaj. - Zażenowana wstała z podłogi i chciała iść do swojego pokoju, ale poczuła na swoim nadgarstku zaciskające się jego palce. Odwróciła się i zatrzymała.
-Jeśli miałaś koszmar możesz spać ze mną - zaproponował.
Clary wytrzeszczyła oczy. Widząc jej reakcję Jace zaśmiał się.
-Spokojnie nie o to mi chodzi. To jak? - czekał jaką decyzję podejmie.
-Wiesz sama nie wiem... - zaczęła niepewnie.
-Oj chodź - przerwał jej i pociągnął ją do swojego pokoju.
Jego pokój był bardzo podobny do jej z taką różnicą, że w jego było na biurku i szafkach pełno broni, a ściany miały kolor czarny. Mimo to pokój wydawał się przytulny. Zdziwił ją panujący tutaj porządek. Usiadła ostrożnie na łóżku prosta jak struna. Obserwowała jak Jace zamyka drzwi i podchodzi do łóżka. Był tylko w spodniach dresowych.
-Odpręż się i idź spać - powiedział jakby to była najzwyczajniejsza rzecz pod słońcem. Mimo iż spała już z Simonem w jednym łóżku to nie to samo. Simon był jej przyjacielem, a Jace... Sama nie wiedziała kim dla niej był. Nie mając większego wyboru położyła się pod kołdrą. W momencie, kiedy Jace chciał już kłaść się obok niej oprzytomniała. Przysunęła się na sam brzeg łóżka.
-Śpisz po drugiej stronie. Jasne? - spytała.
Rozbawiony chłopak podniósł ręce w geście poddania i położył się na drugim końcu łóżka. Chociaż dzieliła ich duża odległość, bo łóżko Jace' a było ogromne, Clary czuła jego bliskość i czuła się z tym dobrze. Poczuła się bezpiecznie. Z lekkim uśmiechem na ustach odpłynęła w błogi sen.



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Udało mi się :D  Po raz pierwszy wstawiłam drugi rozdział w ten sam dzień, ale wena nie dała mi spokoju i musiałam go napisać. Ostatnio wena nie opuszcza mnie nawet na krok tylko gorzej z czasem :/  Czekam na opinie na temat rozdziału i pozdrawiam. :p

9 komentarzy:

  1. axvdxvaxfscvddv ZAJEBISTY KONIEC <3<3<3<3<3<3<3<3 Kocham, kocham, kocham, kocham <3 CALCE <3 Czekam z ogromną niecierpliwością na następny rozdział, który mam nadzieję pojawi się dzisiaj lub jutro ! INACZEJ ZABIJE !

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuudo *.* Rozdział mraśny :3 Jestem cieekawa co będzie daalej ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział. Cieszę się, że udało ci się go wstawić. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeej!!! Calce <3 Świetny. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne opowiadanie ;) Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń