Ciągle siedzą w bezruchu przytuleni do siebie. Clary już się trochę uspokoiła, jednak jej psychika nadal była w strzępkach. Po raz kolejny nakazała sobie, że będzie silna. W końcu jakby nie patrzeć to są obcy ludzie, którzy nie muszą wiedzieć, że szybko jej emocje biorą górę nad rozsądkiem. Czas na płacz i rozpacz będzie miała w swoim pokoju. Nie przy nich! Nie przy nich! Z tą myślą odsunęła się od Jace' a. Otarła jeszcze raz policzki z pozostałości łez i zamierzała już wyjść, ale głos Jace' a ją zatrzymał.
-Na pewno już wszystko okej? - spytał zatroskany.
Jace? I zatroskany? To nie może być prawda. Zaraz pewnie ktoś wyskoczy i powie, że to żart, ale nic takiego nie nastąpiło. To przynajmniej ułatwiłoby sprawę. Clary nie rozumiała go już w ogóle. Raz był arogancki i chamski, a raz miły i troskliwy.
-Tak, tak wszystko w porządku - odpowiedziała beznamiętnym tonem i szybkim krokiem ruszyła do swojego pokoju.
Po drodze próbowała sobie wszystko poukładać. Valentine ją nawiedza w myślach, brat chce, aby mu pomóc, Jace jest niepodobny do siebie, a w dodatku nadal nie wie, jak uratować matkę. To wszystko jest takie skomplikowane, ale wie jedno. Nie da się zabrać Valentinowi bez walki. Rozejrzała się dookoła i zorientowała się, że minęła swój pokój. Wróciła się więc i weszła do środka. Położyła się na łóżku, odetchnęła głęboko i zwinęła się w kłębek. Przycisnęła kołdrę do piersi. Po krótkim czasie odpłynęła w sen.
Była w jakimś długim korytarzu. Dookoła było ciemno. Światło dochodziło jedynie z pobliskiego pokoju. Pełna obaw udała się w tamtym kierunku. Co chwilę oglądała się za siebie, czy nikt za nią nie idzie. Panowała tutaj taka cisza, że jej choć delikatne kroki wydawały się tak głośne, jakby korytarzem szedł ogromny mężczyzna. W końcu dotarła do drzwi pomieszczenia, z którego wydobywało się światło. Pokój choć piękny, był przerażający. Na środku sufitu znajdował się żyrandol, jedyne źródło światła. Na ścianach wisiały różnej długości sztylety i miecze. Jedynym meblem było metalowe łóżko z kajdankami zapewne na ręce i nogi. Clary szybko zorientowała się, że jest to pokój tortur. Obok łóżka znajdował się jeszcze mały stoliczek, na którym leżały różne strzykawki i parę skalpeli. Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, ale bynajmniej nie z zimna. Dostrzegła, że w kącie pomieszczenia siedzi ktoś skulony. Podeszła powoli do tej osoby. Gdy zbliżyła się na tyle, żeby mogła rozpoznać osobę, oniemiała. W kącie siedziała skulona jej matka! Miała na sobie brudną od kurzu i chyba krwi białą sukienkę. Jej ciało było bardzo wychudzone. Policzki nie miały dawnych krągłości. Oczy miała lekko uchylone. Dawniej roześmiane zielone oczy, teraz wyrażały jedynie strach i smutek. Kiedy Clary ocknęła się już z szoku podbiegła szybko do matki i uklękła przed nią.
-Kto si to zrobił? Czy to Valentine? - pytała.
-Córeczko mną się nie przejmuj. Dam sobie radę. Musisz uciekać. On zaraz wróci.
Po policzkach Clary zaczęły płynąć łzy.
-Mamo nie zostawię cię tu w takim stanie. - Próbowała podnieść matkę, ale przerwało jej trzaśnięcie drzwiami.
-Uciekaj! - wykrzyknęła jej matka ostatkiem sił.
Clary odwróciła się by ujrzeć twarz Valentina rozciągniętą w złowieszczym uśmiechu. Jego postawa wyrażała tryumf.
-Teraz mi już nie uciekniesz.
W błyskawicznym tempie znalazł się przy dziewczynie. Chwycił ją brutalnie za włosy i pociągnął w stronę metalowego stołu, bo łóżkiem tego nazwać nie można. Próbowała się wyrwać, ale z każdą próbą jego ręka mocniej pociągała za jej włosy. Siłą położył ją na stole i przykuł jej ręce i nogi. Clary usłyszała lekki szelest materiału w miejscu, w którym została jej matka. Jocelyn podniosła się niezgrabnie i ruszyła na Valentina. On nie zauważył jej, gdyż był zbytnio zajęty przykuwaniem swojej córki. Kobieta odepchnęła go na tyle, na ile pozwoliła jej siła w swoich wychudzonych rękach. Mężczyzna zaskoczony odskoczył na bok.
-Clary uciekaj! Proszę uciekaj! - krzyczała Jocelyn.
Słysząc błagalny ton matki nie protestowała. Nogi i lewą rękę wyswobodziła bez problemu, ponieważ Valentine nie skończył jej przypinać do stołu. Gorzej było z prawą ręką. Mimo bólu pociągnęła z całej siły . Coś chrupnęło w jej nadgarstku. Krzyknęła, ale nie zważając na nic pociągnęła jeszcze raz. Udało się. Spojrzała w stronę rodziców. Jocelyn zajęła Valentina rozmową. Miała szansę na ucieczkę, ale jej matka... Nie miała czasu dłużej nad tym myśleć, bo poczuła, że coś ostrego wbija się w jej brzuch tuż pod serce. Spojrzała w dół i ujrzała rękojeść sztyletu wystającą z jej piersi. Zobaczyła mroczki przed oczami. Słyszała jeszcze głos Jocelyn, ale nie mogła rozróżnić słów oraz głośny śmiech Valentina. Upadła na bok.
Zamykała już oczy... Gdy nagle sceneria się zmieniła. Stała na łące porośniętej piękną zieloną trawą w zwiewnej zielonej sukience. Rozejrzała się dookoła. Dostrzegła drzewo, a pod nim swojego brata siedzącego na trawie. Nie wiedząc czemu, podeszła do niego. Słysząc jej kroki podniósł głowę. Jego oczy były intensywnie zielone. Takie łagodne, dobre. Zbliżyła się jeszcze bardziej. Jego twarz opanował strach. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby ktoś wyrażał aż takie przerażenie.
-Clary nie podchodź do mnie. Jestem niebezpieczny - mówił.
-Ale... - Zrobiła jeden krok w przód.
Nagle jego oczy pokryła czerń. Nieprzenikniona, dzika czerń. Jego palce zaczęły przekształcać się w ogromne czarne pazury. Chłopak złapał się za głowę kręcąc nią i cofając się. Clary dostrzegła coś dziwnego. Jego wyraz twarzy i kolor oczu zmieniał się z każdą sekundą. Raz były zielone raz czarne. Cała ta sytuacja była przerażająca, ale Clary nadal patrzyła jak zahipnotyzowana w oczy brata. Chciała podejść, ale zatrzymał ją wzrok Jonathana. Wyrażał on złość pomieszaną ze smutkiem i bezradnością.
-Nie podchodź! Uciekaj jak najdalej stąd! Nie chcę się zranić - mówił zniekształconym głosem.
Uciekając Clary miała twarde postanowienie. Musi za wszelką cenę pomóc bratu i uratować matkę. Niespodziewanie ziemia pod jej stopami zaczęła pękać, a on wpadła do powstałej dziury. Rozłożyła ręce, aby złapać się czegokolwiek i spowolnić spadanie. Doznała szoku, kiedy nie doszukała pod palcami nic, tylko ciemność. Spadała z niewiarygodną prędkością. Dna nie było widać. Zdesperowana krzyknęła w przestrzeń.
Obudziła się szokiem wypisanym na twarzy. Ubranie się do niej kleiło, nie mogła opanować emocji. Wstała powoli z łóżka cała roztrzęsiona. Co to w ogóle było? Udała się powoli do łazienki. Po włączeniu światła ochlapała twarz chłodną wodą. Kolejna nieprzespana noc. Spojrzała na swoje odbicie. Wyglądała jak upiór. Twarz miała bladą, cienie pod oczami były dobrze widoczne. Nie próbowała się już nawet kłaść, bo wiedziała, że i tak już nie zmruży oka. Zaburczało jej w brzuchu, więc Clary poszła w kierunku kuchni. Tym razem nikt nie zatrzymał ją po drodze. Instytut był cichy i trochę upiorny. Otworzyła lodówkę i wyjęła z niej jogurt. Wzięła jeszcze łyżkę i usiadła ze wszystkim przy stole. Myśląc o swoich dzisiejszych koszmarach jadła powoli jogurt. Po skończeniu skromnego posiłku umyła łyżkę, a pojemnik po jogurcie wyrzuciła do śmietnika. Usiadła z powrotem na krześle. Ukryła twarz w dłoniach. Nie wiedziała czy jeszcze długo tak pociągnie. Kolejna noc, kiedy męczą ją koszmary. Te były naprawdę przerażające. Przypomniawszy sobie stan matki i jej pusty wzrok po jej policzku pociekła łza. Czuła ogromny smutek. A co jeśli jej matka na prawdę tak wygląda? A ona tu siedzi nic nie robiąc. Wtedy do jej uszu wkradł się cichy szept, ledwo słyszalny. ,,Chodź do mnie". Nie wiadomo czemu dziewczyna nie obawiała się tego głosu. Wydawał się jej on przyjemny i przyjazny. Wstała i ruszyła w kierunku szeptu, który cały czas powtarzał tylko te dwa słowa ,,chodź do mnie". Szła teraz korytarzem. Szept brzmiał coraz ciszej. Przyspieszyła trochę nie chcąc go zgubić. Głos dochodził zza drzwi wejściowych, wiedziała to. Przez moment się zawahała, ale szybko poddała się pięknej melodii szeptu. Chwyciła za klamkę i już już miała otwierać, gdy ktoś chwycił ją za ramię i odciągnął od drzwi. Momentalnie ocknęła się z transu. Dla pewności zamknęła oczy i potrząsnęła głową. Odwróciła się. Przed nią stał zaspany Jace. No nie no, znowu ON?! Poważnie?! Czy on ją śledzi, czy co? W ręku chłopak trzymał szklankę wody i przyglądał się jej podejrzliwie.
-Co ty tutaj robisz o tej porze i gdzie chciałaś iść? - spytał.
-O to samo mogłabym ciebie zapytać. - Skrzyżowała ręce na piersi.
-Nie mogłem spać. Zadowolona? - sapnął. - A teraz odpowiedz na moje pytania.
-No ja yyy... - Nie wiedziała jak dobrać słowa. - Też nie mogłam spać i wyszłam coś zjeść, a potem usłyszałam szept. Wołał mnie. W jakiś sposób był taki kojący, hipnotyzujący. Poszłam więc za nim i doszłam tu.
Chłopak słuchał w zamyśleniu, a na koniec przez jego twarz przebiegł błysk zmartwienia? A może tylko jej się wydawało? Jego twarz przez chwilę była nieodgadnięta, by zaraz potem wydostał się przez ścianę obojętności gniew. Ogromny gniew!
-Dziewczyno czy ty oszalałaś! Ktoś coś ci tam szepcze, a ty od razu za nim idziesz! Czy ty masz w ogóle mózg?! - wybuchł i dodał spokojniej, lecz ciągle gniewnie. - Nie będziemy ciągle się niańczyć.
Zabolało i to bardzo. Clary zacisnęła powieki powstrzymując łzy cisnące się jej do oczu. Przygryzła wargę i pobiegła w stronę schodów. Przed pierwszym stopniem zwolniła trochę i się jeszcze na niego obejrzała.
-Jesteś cholernym DUPKIEM! A ja myślałam, że może nawet cię polubię.
Odwróciła się i pobiegła dalej. Nie oglądała się, ale jakby to zrobiła to dostrzegłaby na twarzy Jace' a zdziwienie, smutek i złość na samego siebie.
-Dlaczego ja zawszę muszę wszystko spieprzyć?! No popisałeś się głupotą Herondale - powiedział i zrezygnowany z powrotem poszedł do pokoju ze szklanką w ręce.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ale mnie chwyciła wena. :D Wspaniałe uczucie. Dlaczego wena zawsze mnie łapie wieczorem albo w nocy? No ten rozdział muszę przyznać nawet mi się podoba, ale ostateczną opinię pozostawiam wam. Jak będę miał czas to może uda mi się wstawić coś jutro, ale nie obiecuję.
Pozdrawiam ;)
Rozdział świetny. Niech Jace się w końcu ogarnie bo doprowadza mnie do szewskiej pasji, ciągle coś chrzani. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńHehe chyba rozumiesz Jace' a i to, że nie umie powstrzymać swoich ,,trafnych" uwag itp. Ale spokojnie już nie długo coś mu wyjdzie. :*
UsuńPierwsza!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział i Jace taki zmartwiony!
Troszke straszny był ten sen, ale oby się nie spełnił ;)
Czekam na nexta!<3
Jednak nie pierwsza ;((
UsuńWspaniały <3 Ahh.. Ten Jace :3 Czekam na next :D
OdpowiedzUsuńTEN ZAJEBISTY ROZDZIAŁ, KTÓRY JEST NA TYM ZAJBISTYM BLOGU, BIJE ZAJBISTOŚCIĄ :D <3<3
OdpowiedzUsuńZAJEBISTY <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńbrak mi słów czekam na next
OdpowiedzUsuńRozdział Mega cudny *o* Jace na końcu :3 mi sie strasznie podoba i nie moge sie nexta doczekać ;3
OdpowiedzUsuńTwój blog jest cudowny, dlatego mam zaszczyt nominować cię do LIEBSTER BLOG AWARD! MORE: http://diabelskie-maszyny-inna-historia.blogspot.fi/2015/05/lba.html
OdpowiedzUsuńnominuję do LBA! <33
OdpowiedzUsuńhttp://world-of-shadows1.blogspot.com/2015/05/liebster-blog-award.html
jest piękny i porażający:) czekam na nextasa :D OBY SZYBKO:P
OdpowiedzUsuń